piątek, 5 lutego 2016

Sokół część 23

Tak strasznie dużo czasu minęło... Przepraszam Was!




W niewielkim barze, na przedmieściach jakiejś małej mieściny przebywało obecnie zalewie kilka osób w tym barman, będący jednocześnie właścicielem, nalewający burbon do niezbyt czystej szklanki. Rozglądał się dookoła, przyglądając uważnie mężczyźnie, który trunek zamówił, a który swoim strojem przypominał bardziej kobietę. Nie skomentował tego jednak w żaden sposób, przyzwyczajony już, że częściej odwiedzają go dziwacy niż normalni ludzie. Przynajmniej na nich zarabiał. Pojęcia nie miał skąd ten człowiek wziął się w jego miasteczku, ale miejscowy z pewnością nie był. Jak pomyślał barman, musiało chodzić o jakieś szemrane interesy, bo ostatnimi czasy w okolicach kręciło się sporo policji stanowej, a raz nawet zauważył kobietę świecącą jakiemuś młokosowi odznaką federalnych w oczy. Nigdy by nie przypuszczał, że dożyje takich czasów, kiedy to tu, na obrzeżach jednego z ostatnich rezerwatów dojdzie do… jakichś rzeczy na tyle ważnych, żeby zawitał tu ktoś poza szeryfem i jego zastępcami. Nie chciał za dużo o tym myśleć ani tym bardziej w nic się wtrącać. Był samotnym facetem po czterdziestce, który naprawdę wiele do szczęścia nie potrzebował.
Mężczyzna odbierając alkohol, wyłożył na ladę zdecydowanie za dużo pieniędzy, a barman zerknął na niego z pytaniem w oczach.
— Za chwilę przyjdzie tu mój przyjaciel — mruknął, na co barman jedynie skinął, nie bardzo wiedząc, jakiej odpowiedzi oczekuje gość. — Podasz mu to samo do stolika? — zapytał, uśmiechając się raczej nieprzyjemnie i dorzucając na ladę całkiem spory plik banknotów.
Naprawdę nietrudno było się domyślić, że ma też milczeć i nie przeszkadzać, kiedy będą robić to, po co naprawdę tu zawitali. Mężczyzna przyjrzał się banknotom, schował je do kiszeni, odliczając wcześniej niewielką sumę należną za alkohol i wrzucając ją do kasy, znowu skinął i uśmiechnął się półgębkiem.
— To żaden problem — dodał tylko, już odwracając się, wiedząc, że dla własnego dobra nie powinien przyglądać się facetowi zbyt nachalnie.
Po kilku minutach drzwi rzeczywiście się otworzyły i stanął w nich wysoki i zdecydowanie lepiej zbudowany od większości ludzi, człowiek. Barman jego też nie znał, więc po prostu zaczął lać burbon i wyszedł zza lady w sekundę po tym, jak gość przysiadł się do swojego towarzysza. Uniósł zdziwiony brwi, kiedy pojawił się przed nim alkohol, ale wystarczyło jedno spojrzenie na  siedzącego naprzeciwko mężczyznę, żeby skinął głową barmanowi. Ten zresztą oddalał się już od stolika, nie mając zamiaru ich podsłuchiwać i nie chcąc dać się wplątać w nic niebezpiecznego.
— Nie przypuszczałem, że akurat tutaj przyjdziesz w takim stroju — zakpił Kurt, kręcąc z niedowierzaniem głową.
— Nie podoba ci się moja spódnica? — zapytał z ironią, po czym dodał już swoim normalnym tonem, lekceważąco machając dłonią: — Nikt tu nie stanowi dla mnie problemu, a jakoś dotąd ci to nie przeszkadzało.
— Nadal mi nie przeszkadza — odparł Kurt, rozglądając się trochę po barze. — O której ma być ta laska?
— SWAT jest rozstawiony dookoła baru, ona powinna wejść za pięć minut razem z kontrahentem — odpowiedział, ale wcale nie wyglądał na zadowolonego. — Jest jakiś szczególny powód, dla którego pomagamy mugolom? — zapytał z powątpiewaniem i wypił resztę alkoholu ze swojej szklanki. — Inny niż ten, że chętnie byś ją puknął, albo że już to robisz? — dodał i tym razem Kurt nie uśmiechnął się, zamiast tego przyjrzał mu się uważniej, ale mężczyzna już odwrócił wzrok i skupił go na barmanie, który przyłapany na gapieniu się, szybko wyszedł na zaplecze.
— Wiesz, że z nią nie sypiam. I nie zamierzam — podkreślił. — Zresztą, może nie zauważyłeś, ale ostatnio sypiam wyłącznie z tobą.
— I mówisz to takim tonem, jakbyś miał mi to za złe — odparł mężczyzna, przewracając oczymi, jakby wcale go to nie ruszało. — Zresztą, co za różnica z kim sypiasz teraz, skoro za kilka miesięcy będziesz miał znowu Keitha.
I o ile jego wcześniejszy ton był w miarę normalny, o tyle teraz wyraźnie dało się słyszeć zazdrość, a może nawet żal i Kurta aż na moment wcięło, bo to nie był czas ani miejsce na takie rozmowy. Jego spięcie wywołało zresztą lekkie poruszenie u dwóch innych członków ich oddziału, ale szybki znak uspokoił atmosferę.
Barman przyglądał się temu z coraz większym zdziwieniem, bo jego bystre oczy zauważyły tę wymianę spojrzeń. Cała czwórka musiała się znać i musiało kroić się coś naprawdę dużego, bo przez drzwi wchodziła właśnie federalna, którą pamiętał, a która teraz miała na sobie niebotycznie wysokie szpilki, elegancką czarną sukienkę i kaburę ze spluwą tak ostentacyjnie przyczepioną do kostki, że wzbudzała tylko większe poruszenie.
Potem wszystko działo się bardzo szybko. Usiadła pomiędzy dwoma zajętymi stolikami, mimo, że mogła wybrać dowolne miejsce. Kiedy skończyła coś ustalać z trzema mężczyznami, którzy z nią weszli, dała jakiś dziwny znak, po którym pierwszy podniósł się facet w spódnicy, ściągając na siebie całą uwagę trzech typków, a potem, w tym samym czasie znajomi gościa w kiecce zerwali się do walki i wpadł SWAT, prowadząc kilkunastu ludzi.
A potem niemal wszyscy zwinęli się w okamgnieniu. Został tylko człowiek, który dał mu mnóstwo kasy za nic i jego towarzysz. I barman miał gest i zaniósł im po kolejnej szklance burbonu.
— Za dobrze wykonaną robotę — mruknął w odpowiedzi na zdziwione spojrzenia.
— Regulusie, Keith jest w związku — powiedział, jakby nadal prowadzili tę rozmowę sprzed pół godziny. — I zapewniam cię, że żaden z nas nigdy nie miał planów związanych z drugą osobą.
— A jednak on zawsze do ciebie wraca, a ty nigdy nie masz nic przeciwko — rzucił gorzko, bo chyba w którymś momencie zaczęło mu zależeć. Za bardzo najwyraźniej.
—Tak jak siedemnaście lat temu ty zawsze wracałeś do Severusa — przypomniał mu z irytacją. — I on zawsze cię chciał, nawet mimo tego, że był wtedy ze mną — dodał, jakby chciał przekręcić jakiś przeklęty nóż. Nie wiedział tylko czy w piersi Regulusa czy swojej.
-I-I-I
Draco siedział na łóżku kompletnie nie rozumiejąc, co się przed chwilą wydarzyło. Cały dzisiejszy dzień, spotkanie w domu Keitha i ten seks. Może na zbyt dużo sobie pozwolił? Może Charlie wcale nie chciał słuchać o przyszłości i o tym, co może lub nie, wydarzyć się po zakończeniu ich umowy. Zapewne zachowywał się po prostu w sposób, który został określony w umowie.
Był zły, bo nie powinien dopuścić do tego, żeby jego kochanek w ogóle wyszedł z tego pokoju. Charlie miał być przy nim i go chronić nawet jeśli mu się to nie podobało. I, owszem, według tego, co Draco czytał, Sokolnik miał pełne prawo do karania go, upokarzania i robienia wielu innych nieprzyjemnych rzeczy, ale tylko podczas seksu. A to co miało być? Teoretycznie wszystko było pięknie, a teraz Ślizgon podziwiał nabierającego coraz wyraźniejszych kolorów siniaka. Potrząsnął głową, nie wierząc, że nadal siedzi na łóżku i to rozpamiętuje, zamiast pobiec za Weasley’em i powiedzieć mu, co sądzi o jego zachowaniu. Wstał, pewnie ruszając do wyjścia, nie mając zamiaru zastanawiać się nad czymkolwiek. I de facto nie spodziewał się, że kiedy tylko jego stopa przekroczy próg sypialni, wszystko się spieprzy.
Uczucie bólu było silne niemal tak samo, jak podczas Crutiatusa, a naprawdę nie sądził, że właśnie w tym miejscu powinien czegoś takiego doświadczać. Na szczęście nie trwało długo, może kilka sekund, ale po upływie tego czasu Draco ze zdziwieniem zauważył, że nie może się ruszyć, w ogóle podnieść z podłogi na którą upadł. Postarał się zacisnąć szczękę i poczuł coś dziwnego, co z całą pewnością znajdowało się w jego ustach, choć skąd i jakim cudem, pojęcia nie miał. Otworzył oczy, nagle zdając sobie sprawę, że stało się coś bardzo, bardzo złego.
Był nagi, bo powoli zaczynał odczuwać chłód, mimo adrenaliny, która chyba w wyniku strachu zaczęła krążyć w jego żyłach. Spróbował odwrócić głowę i sprawdzić, co blokuje jego kostki, ale niczego nie zauważył, tak samo jak na nadgarstkach, jednak każda próba uniesienia się kończyła się całkowitą klęską. Pomiędzy wargi rzeczywiście miał coś wciśnięte, ale nie potrafił dojrzeć, co to może być, za to powoli zaczynał odczuwać dyskomfort, bo to na pewno nie było normalne ułożenie ust. Czuł zresztą zbierającą się w kącikach ślinę i miał wrażenie, że ta zaraz zacznie kapać na lśniące, ułożone równo drewno.
Jeszcze przez chwilę niedowierzanie odbierało mu zdolność jasnego myślenia, ale zaraz potem dotarło do niego, jak poważna jest sytuacja. Bo cokolwiek nie działoby się wcześniej i jak dobre nie byłyby jego relacje z Charliem podczas trwania ich umowy, ten nadal był jego Sokolnikiem i nadal mógł wydawać mu polecenia, których Draco musiał się trzymać. Spróbował przełknąć ślinę, ale cholerny knebel nawet na to nie pozwalał. Nie miał pojęcia, kiedy wróci Weasley, ale pewne było, że będzie musiał go ukarać. I to nie będzie miłe, bo nawet jeżeli do tej pory ich seks był ostry, dzisiaj będzie naznaczony jego winą i Draco nawet się nie łudził, że Charlie będzie miał nad tym jakąkolwiek kontrolę.
Uniósł głowę, kiedy ktoś niemal wbiegł do komnat i choć ciężko było mu spojrzeć mężczyźnie w oczy, uchwycił jego przerażone spojrzenie. Nie było wątpliwości, jak potoczy się dalsza cześć wieczoru i Draco nie był pewien, czy za ten stan rzeczy winić bardziej siebie, czy jego, bo przecież wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Wstrzymał oddech, kiedy usłyszał kroki, już teraz patrząc tylko w dół, powoli wpadając w panikę.
Charlie zatrzymał się obok niego, wzdychając cicho i przesuwając dłonią od jego karku po kość ogonową. Chłopak klęczał dla niego, z szeroko rozstawionymi nogami i na wyprostowanych rękach, z głową spuszczoną nisko. Na jego jasnych włosach odznaczał się czarny, skórzany pasek i metalowa sprzączka od knebla. Nie było wątpliwości, że to magia trzyma go w tej pozycji, ale Charlie i tak nie mógł zaprzeczyć, że uwielbiał go w takim wydaniu.
— Muszę cię ukarać — powiedział cicho, ale szybko, wiedząc, że jeszcze kilka chwil i straci możliwość panowania nad sobą. Może i był silnym czarodziejem, ale jednak umowa, którą zawarli miała dużo większą moc.
Draco wzdrygnął się lekko, choć właściwie niczego innego się nie spodziewał. Sekundy ulgi, kiedy Charlie dotknął go tak czule, minęły bezpowrotnie.
— I muszę to zrobić w ten sposób, wiesz o tym — ciągnął pospiesznie Weasley, ciężko przełykając ślinę. Wiedział, że będzie im po tym bardzo trudno.
Draco tym razem nie zareagował, ale oczywiste było, że doskonale zrozumiał, co dokładnie chciał powiedzieć Sokolnik. Chciał wierzyć, że jest na to gotowy, ale czuł każdą kropelkę potu, która już teraz pojawiała się na jego skórze.
Charlie przesunął ostatni raz opuszkami palców po ciele nastolatka, po czym machnął różdżką, ustawiając obok nich niski stolik na którym leżało kilka przyrządów, których do tej pory nie używali. Nie było takiej potrzeby, choć teraz mężczyzna pomyślał, że dzięki temu może będzie im łatwiej przez to przejść. Albo wręcz przeciwnie, niczego nie mógł być pewny. Poczuł, że stracił kontrolę, kiedy jego dłoń z głośnym klaśnięciem wylądowała na pośladku Draco. Wiedział, że jego świadomość dominuje, ale mimo to nie jest w stanie powstrzymać tego, czego żąda magia. Mógł albo zrobić to po swojemu, albo zdać się całkowicie na los, ale wtedy nie potrafiłby później spojrzeć nikomu w oczy. Już i tak wiedział, że będzie miał z tym problem.
Malfoy podskakiwał za każdym razem, kiedy kolejny cios spadał na jego pośladki, które zdążyły przybrać już mocno różowy odcień. Zresztą nie tylko one, bo czasami ręka Weasleya ześlizgiwała się nieco niżej, trafiając w udo i zahaczając o jądra. Charlie przyjrzał się leżącym obok akcesoriom i złapał za niezbyt duży, czarny plug. W duchu cieszył się, że przynajmniej kwestią nawilżania nie musi się martwić. Draco na pewno nadal był wilgotny i rozciągnięty po tym wszystkim, co mu dzisiaj zaserwował. I tamto było tak cholernie inne od tego, co działo się teraz, że mężczyzna, czując irracjonalną wściekłość na Ślizgona, uderzył go tym razem wyjątkowo mocno, celowo trafiając w jego mosznę i nie dając mu chwili oddechu, po prostu wcisnął w niego pluga. Usłyszał głośne sapnięcie, może nawet szloch, ale przecież nie mógł się zatrzymać! Kary nie były po to, żeby sprawiać przyjemność. Musiał to robić, jeżeli chciał zachować chociaż tę minimalną kontrolę. Przez kilka sekund przyglądał się, jak chłopak stara się wypchnąć wtyczkę, zapewne nie do końca świadomie, aż w końcu szparka Draco zacisnęła się mocno na przewężeniu, dla oczu Charliego zostawiając tylko wystającą końcówkę. Ten zresztą odetchnął trochę głośniej, bo widok, jakiego właśnie doświadczał naprawdę mu się podobał. Spojrzał z niesmakiem na swoje dłonie, ale te zaczynały już piec i być może to był dobry moment, żeby przejść do kolejnego punktu. Ze stołu ściągnął niewielki pejcz, którego rękojeść zakończona metalową kulką, idealnie pasowała do jego dużej dłoni.
Pierwsze uderzenie sprawiło, ze Draco wręcz wierzgnął, najwidoczniej nie spodziewając się takiej zmiany. Charlie z fascynacją obserwował, jak pojedyncze rzemyki, wszystkie zakończone malutkimi supełkami, rozsypują się na bladym niegdyś ciele jego sponsora. Skóra była teraz przyjemnie czerwona, gdzieniegdzie dało się dostrzec odbicia jego dłoni, ale ślady, które powstawały teraz o wiele bardziej podobały się mężczyźnie. Jedynie przez sekundę zastanawiał się, jak na supełkach będzie wyglądała krew, a już w następnej chwili uderzenie było tak mocne, że przecięło skórę w kilku miejscach. I Charlie chciał powtarzać ten ruch znowu i znowu, bo rubinowa czerwień idealnie kontrastowała z delikatną skórą Draco. Kolejne razy wykonywał z większym rozmysłem, z precyzją, jakby musiał sprawdzić, gdzie takie znaki będą najlepiej wyglądały. Po dłuższym czasie, kiedy upoił się widokiem niemal doszczętnie zniszczonego Malfoya, doszedł do wniosku, że czas się rozebrać, jako, że jego fiut niemal bolał. Zanim jednak to zrobił, wyszarpnął z Draco pluga, zastępując go rękojeścią pejcza. Metalowa kulka przepchnęła się przez jego dziurkę z dużym trudem, ale Charlie akurat tym się nie przejmował. Dalej poszło nieco lepiej i mężczyzna wsunął rękojeść do samego końca, dociskając jeszcze palcem i sprawiając, że z tyłka Draco wychodziło kilkanaście drobniutkich rzemyków. Jego wzrok nie mógł się oderwać od prowizorycznego ogonka, który przyprawił swojemu sponsorowi. I, cholera jasna, fakt, że z kilku supełków kapały na podłogę pojedyncze kropelki krwi, wcale mu nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, za co nienawidził się w tej chwili najbardziej.
Będąc już nago, obszedł Draco z lewej strony i stanął przed jego głową. Silnym szarpnięciem uniósł ją do góry, naciskając na jakiś niepozorny guziczek i wyciągając spomiędzy jego warg plastikową kulkę. Stelaż zostawił, wiedząc, że nie ma wielkiego wyboru. Naprawdę nie był w stanie walczyć z tym rodzajem magii. Sponsor musiał być ukarany w ten sposób.
Draco nawet nie otworzył oczu, za co mężczyzna był mu wdzięczny. Nie wiedział, jak by zareagował, widząc w jego wzroku żal czy strach. Charlie odetchnął znowu, uważając na niewielką kałużę, która utworzyła się z wypływającej spod knebla śliny, łez, bo policzki nastolatka były poznaczone wąskimi szlaczkami, i zapewne wydzieliną z nosa. Ustawił się w lekkim rozkroku i ugiął nieco nogi w kolanach, starają się stanąć tak, żeby było mu wygodnie i, żeby przy okazji nie skręcić Draco karku. W następnej chwili wepchnął swojego penisa do jego ust na tyle głęboko, żeby poczuć, jak chłopak się krztusi. Przytrzymał przez chwilę, nie pozwalając mu się wyrwać, po czym wysunął się całkowicie, tylko po to, żeby sięgnąć po niepozorną rózgę, leżącą nadal na stoliku z jeszcze kilkoma rzeczami, których już jednak nie zamierzał używać.
Pierwszy cios był tak nagły, że Draco zaczynał pragnąć śmierci. Wiedział, że to musi tak wyglądać i wiedział, że magia nie jest usatysfakcjonowana. Gdyby była, niewidzialne więzy by ustąpiły. Przez chwilę pomyślał, że może Charlie musi się po prostu spuścić, ale kolejne uderzenie, tym razem przecinające skórę, spowodowało, że skupiał się tylko na pozostaniu przytomnym. Weasley zresztą znacznie mu to utrudniał, wpychając się do jego gardła raz po raz, coraz głębiej i szybciej, chociaż Draco wątpił, żeby było to możliwe. Czuł, jak brakuje mu powietrza, jak krztusi się śliną i fiutem, który w tej chwili chyba przylepił się go jego przełyku. Spanikowany otworzył oczy i pierwszy raz, od kiedy to się zaczęło spojrzał Charliemu prosto w oczy i błagał go tym spojrzeniem, żeby ten go puścił. Sokolnik zresztą wyglądał, jakby czegoś szukał w jego twarzy, ale on w tamtej chwili marzył tylko o oddechu, bo cholera, może Charlie zapomniał, ale nos Draco też nie był drożny.
Czerwień dużo lepiej wyglądała na pośladkach blondyna niż na jego twarzy i Weasley w końcu wysunął się z jego ust, uderzając jeszcze swoim penisem kilka razy o jego wargi i policzek, i puścił jego głowę, odpinając sprzączkę od knebla. Chciał, żeby Draco teraz krzyczał.
Ponownie obszedł go z boku, przesuwając palcem po kilku śladach, które zostały po rózdze, słysząc syki i tłumione przekleństwa ze strony chłopaka. Poprzyglądał się jeszcze ogonkowi, klepiąc Draco, tym razem wyjątkowo lekko, w pośladek, wprawiając tym rzemyki w ruch i notując w pamięci, żeby kiedyś akurat ten fragment powtórzyć. Po chwili szarpnął za pejcz, wyciągając go bez ostrzeżenia i obdarowując magię związania pierwszym krzykiem winnego. Nie miał wątpliwości, że kara zostanie zaakceptowana i nie będą musieli tego powtarzać. Już zresztą czuł się bardziej sobą, wiedział, że ma nad sobą większą kontrolę, ale miał też świadomość, że jeszcze nie może się zatrzymać.
Dziurka Draco otwierała się i zamykała, jakby szukała czegoś, co mogłaby sobą objąć i Charlie, właściwie bez chwili namysłu, wszedł w nią do samego końca, uderzając podbrzuszem w jego kość ogonową. Tym razem krzyk był głośniejszy i miał w sobie coś z desperacji, mimo to mężczyzna wysunął się całkowicie i powtórzył swój poprzedni ruch. Zrobił to zresztą kilkukrotnie, ostatecznie zostawiając fiuta wewnątrz chłopaka, za to dokładając do niego jeszcze jeden z palców. Było cholernie ciasno, ale też podobało mu się, choć nie sądził, żeby miał o tym kiedyś wspomnieć. Po chwili wyciągnął palec i ułożył jedną dłoń na biodrze Draco, drugą chwytając go za kark i dociskając jego głowę do podłogi. I tak, miał pełną świadomość tego, że nastolatek leży teraz w kałuży własnej śliny. Piperzył go przez kilka kolejnych minut, nadając zabójcze nawet dla siebie tempo i kiedy się w końcu spuścił, po prostu opadł na plecy młodszego chłopaka. Czuł, jak ręce i nogi się pod nim uginają, więc czar musiał ustąpić. Uświadomiwszy to sobie, wstał czym prędzej, rzucając pospiesznie oczyszczające zaklęcia i podnosząc Draco w ramionach. Ten wzdrygnął się na ten rodzaj dotyku i tym razem to Charliego sparaliżował strach. Pogładził chłopaka po obojczyku, wtulając go mocniej w siebie i całując w czubek głowy. Nie miał pojęcia, co teraz będzie, ale panicznie bał się momentu, kiedy Malfoy otrząśnie się z tego dziwnego letargu. W wannie spędzili tylko tyle czasu, ile wymagało oczyszczenie ran, po czym Charlie zaniósł chłopaka do swojego łóżka, chcąc ułożyć się obok niego.
— Nie zgadzam się, żebyś spał dzisiaj w tym samym łóżku, co ja — wyszeptał Draco i Charlie naprawdę to rozumiał, ale magia związania także teraz nie zostawiała mu wiele wyboru.
— Nic na to nie poradzę — warknął agresywnie i Draco aż otworzył szerzej oczy. Widział, co się dzieje z mężczyzną, a naprawdę nie był głupi.
— Jak bardzo umowa się cofnęła? — zapytał, a Weasley popatrzył na niego w szoku.
— Podejrzewam, że jesteśmy gdzieś w środku drugiego dnia. Może trzeciego — odpowiedział tylko, zaciskając szczękę.
Draco kiwnął głową, ale nie miał ochoty na analizowanie niczego teraz. Przysunął się lekko do Charliego i zwinął, po chwili zasypiając w pozycji embrionalnej.
— Tak bardzo cię przepraszam, Draco — szepnął jeszcze mężczyzna, wysyłając Keithowi krótką informację, że zażegnali kryzys. I choć było to niedopowiedzenie stulecia, na tę chwilę nie miał nic lepszego.

11 komentarzy:

  1. Nareszcie!!! Nawet nie wiesz jak bardzo ciesze się z tego rozdziału, zwłaszcza po tak długim okresie wyczekiwania. Rozdział świetny, chociaż żal mi biednego Draco.
    Ech... mam teraz tylko nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybko. Niech cię wena nie opuszcza.
    Pozdrawiam F:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och....!
    Zaczynałam wątpić w ciąg dalszy. Liczę,że na kolejny rozdział nie karzesz nam tyle czekać...
    PS. Cudny <3 choć ciężki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow!Nowy rozdział podobał mi się bardzo,ale nie pamiętam poprzednich-muszę do nich wrócić.Cieszę się,że Wróciłaś.W sumie czekam na "Zapomnieć".Ale życzę Ci dobrego wena,czasu dla nas.Angel.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie!
    Wspaniały rozdział.
    Do tego Regulus żyje, to również mnie cieszy. Chociaż z niego zazdrośnik!
    Draco sam jest troszkę sobie winny, ale mam nadzieje, że szybko dojdzie do siebie.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg... Rozdział!?!?! :P
    Tak cóż... Po takiej przerwie TEGO się nie spodziewałam :)
    Biedny Draco... I biedny Charlie... Mam nadzieję że jakos przez to oboje przebrną :(
    Regulus żyje!?
    Czekam na ciąg dalszy jak zwykle (nie)cierpliwie!!!
    Pozdrawiam B.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow nie wierzyłam, że jeszcze się tutaj coś pojawi! Rozdział jak zawsze fantastyczny! Biedny Draco. Mam nadzieję, że jakoś się ułoży. Czekam na kolejne rozdziały i duuuuużo weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie sa szanse na kontynuacje Peawdziwej Przepowiedni?

    OdpowiedzUsuń
  8. Widać, że głupota i nawarstwiające się nieporozumienia mogą zaboleć. Mam tylko nadzieję, że zarówno Draco jak i jego partner przetrwają tę sytuację i wyjdą z niej o wiele silniejsi.
    Bardzo lubię twoje opowiadania i po mimo bardzo długich przerw między kolejnymi notkami będę wiernie oczekiwać na powrót twojej weny.
    Pozdrawia kruszynka.

    OdpowiedzUsuń
  9. a ja czekam i czekać będę więc życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  10. Ooo bogowie nareszcie!;)Taak długo czekałam na kolejny rozdział:) bardzo się cieszę z tego;) Życze dużo weny i czekam na kolejny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    wspaniały rozdział, ale biedny Draco i Charlie, a było tutaj już tak pięknie... jak się okazuje Regulus jednak żyje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń