W niewielkim barze, na przedmieściach jakiejś małej mieściny
przebywało obecnie zalewie kilka osób w tym barman, będący jednocześnie
właścicielem, nalewający burbon do niezbyt czystej szklanki. Rozglądał się
dookoła, przyglądając uważnie mężczyźnie, który trunek zamówił, a który swoim
strojem przypominał bardziej kobietę. Nie skomentował tego jednak w żaden
sposób, przyzwyczajony już, że częściej odwiedzają go dziwacy niż normalni
ludzie. Przynajmniej na nich zarabiał. Pojęcia nie miał skąd ten człowiek wziął
się w jego miasteczku, ale miejscowy z pewnością nie był. Jak pomyślał barman,
musiało chodzić o jakieś szemrane interesy, bo ostatnimi czasy w okolicach
kręciło się sporo policji stanowej, a raz nawet zauważył kobietę świecącą
jakiemuś młokosowi odznaką federalnych w oczy. Nigdy by nie przypuszczał, że
dożyje takich czasów, kiedy to tu, na obrzeżach jednego z ostatnich rezerwatów
dojdzie do… jakichś rzeczy na tyle ważnych, żeby zawitał tu ktoś poza szeryfem
i jego zastępcami. Nie chciał za dużo o tym myśleć ani tym bardziej w nic się
wtrącać. Był samotnym facetem po czterdziestce, który naprawdę wiele do
szczęścia nie potrzebował.
Mężczyzna odbierając alkohol, wyłożył na ladę zdecydowanie za
dużo pieniędzy, a barman zerknął na niego z pytaniem w oczach.
— Za chwilę przyjdzie tu mój przyjaciel — mruknął, na co
barman jedynie skinął, nie bardzo wiedząc, jakiej odpowiedzi oczekuje gość. —
Podasz mu to samo do stolika? — zapytał, uśmiechając się raczej nieprzyjemnie i
dorzucając na ladę całkiem spory plik banknotów.
Naprawdę nietrudno było się domyślić, że ma też milczeć i nie
przeszkadzać, kiedy będą robić to, po co naprawdę tu zawitali. Mężczyzna
przyjrzał się banknotom, schował je do kiszeni, odliczając wcześniej niewielką
sumę należną za alkohol i wrzucając ją do kasy, znowu skinął i uśmiechnął się
półgębkiem.
— To żaden problem — dodał tylko, już odwracając się,
wiedząc, że dla własnego dobra nie powinien przyglądać się facetowi zbyt
nachalnie.
Po kilku minutach drzwi rzeczywiście się otworzyły i stanął w
nich wysoki i zdecydowanie lepiej zbudowany od większości ludzi, człowiek.
Barman jego też nie znał, więc po prostu zaczął lać burbon i wyszedł zza lady w
sekundę po tym, jak gość przysiadł się do swojego towarzysza. Uniósł zdziwiony
brwi, kiedy pojawił się przed nim alkohol, ale wystarczyło jedno spojrzenie na siedzącego naprzeciwko mężczyznę, żeby skinął
głową barmanowi. Ten zresztą oddalał się już od stolika, nie mając zamiaru ich
podsłuchiwać i nie chcąc dać się wplątać w nic niebezpiecznego.
— Nie przypuszczałem, że akurat tutaj przyjdziesz w takim
stroju — zakpił Kurt, kręcąc z niedowierzaniem głową.
— Nie podoba ci się moja spódnica? — zapytał z ironią, po
czym dodał już swoim normalnym tonem, lekceważąco machając dłonią: — Nikt tu
nie stanowi dla mnie problemu, a jakoś dotąd ci to nie przeszkadzało.
— Nadal mi nie przeszkadza — odparł Kurt, rozglądając się
trochę po barze. — O której ma być ta laska?
— SWAT jest rozstawiony dookoła baru, ona powinna wejść za
pięć minut razem z kontrahentem — odpowiedział, ale wcale nie wyglądał na
zadowolonego. — Jest jakiś szczególny powód, dla którego pomagamy mugolom? —
zapytał z powątpiewaniem i wypił resztę alkoholu ze swojej szklanki. — Inny niż
ten, że chętnie byś ją puknął, albo że już to robisz? — dodał i tym razem Kurt
nie uśmiechnął się, zamiast tego przyjrzał mu się uważniej, ale mężczyzna już odwrócił
wzrok i skupił go na barmanie, który przyłapany na gapieniu się, szybko wyszedł
na zaplecze.
— Wiesz, że z nią nie sypiam. I nie zamierzam — podkreślił. —
Zresztą, może nie zauważyłeś, ale ostatnio sypiam wyłącznie z tobą.
— I mówisz to takim tonem, jakbyś miał mi to za złe — odparł
mężczyzna, przewracając oczymi, jakby wcale go to nie ruszało. — Zresztą, co za
różnica z kim sypiasz teraz, skoro za kilka miesięcy będziesz miał znowu
Keitha.
I o ile jego wcześniejszy ton był w miarę normalny, o tyle
teraz wyraźnie dało się słyszeć zazdrość, a może nawet żal i Kurta aż na moment
wcięło, bo to nie był czas ani miejsce na takie rozmowy. Jego spięcie wywołało
zresztą lekkie poruszenie u dwóch innych członków ich oddziału, ale szybki znak
uspokoił atmosferę.
Barman przyglądał się temu z coraz większym zdziwieniem, bo
jego bystre oczy zauważyły tę wymianę spojrzeń. Cała czwórka musiała się znać i
musiało kroić się coś naprawdę dużego, bo przez drzwi wchodziła właśnie
federalna, którą pamiętał, a która teraz miała na sobie niebotycznie wysokie
szpilki, elegancką czarną sukienkę i kaburę ze spluwą tak ostentacyjnie
przyczepioną do kostki, że wzbudzała tylko większe poruszenie.
Potem wszystko działo się bardzo szybko. Usiadła pomiędzy
dwoma zajętymi stolikami, mimo, że mogła wybrać dowolne miejsce. Kiedy
skończyła coś ustalać z trzema mężczyznami, którzy z nią weszli, dała jakiś
dziwny znak, po którym pierwszy podniósł się facet w spódnicy, ściągając na
siebie całą uwagę trzech typków, a potem, w tym samym czasie znajomi gościa w
kiecce zerwali się do walki i wpadł SWAT, prowadząc kilkunastu ludzi.
A potem niemal wszyscy zwinęli się w okamgnieniu. Został
tylko człowiek, który dał mu mnóstwo kasy za nic i jego towarzysz. I barman
miał gest i zaniósł im po kolejnej szklance burbonu.
— Za dobrze wykonaną robotę — mruknął w odpowiedzi na
zdziwione spojrzenia.
— Regulusie, Keith jest w związku — powiedział, jakby nadal
prowadzili tę rozmowę sprzed pół godziny. — I zapewniam cię, że żaden z nas
nigdy nie miał planów związanych z drugą osobą.
— A jednak on zawsze do ciebie wraca, a ty nigdy nie masz nic
przeciwko — rzucił gorzko, bo chyba w którymś momencie zaczęło mu zależeć. Za
bardzo najwyraźniej.
—Tak jak siedemnaście lat temu ty zawsze wracałeś do Severusa
— przypomniał mu z irytacją. — I on zawsze cię chciał, nawet mimo tego, że był
wtedy ze mną — dodał, jakby chciał przekręcić jakiś przeklęty nóż. Nie wiedział
tylko czy w piersi Regulusa czy swojej.
-I-I-I
Draco siedział na łóżku kompletnie nie rozumiejąc, co się
przed chwilą wydarzyło. Cały dzisiejszy dzień, spotkanie w domu Keitha i ten
seks. Może na zbyt dużo sobie pozwolił? Może Charlie wcale nie chciał słuchać o
przyszłości i o tym, co może lub nie, wydarzyć się po zakończeniu ich umowy.
Zapewne zachowywał się po prostu w sposób, który został określony w umowie.
Był zły, bo nie powinien dopuścić do tego, żeby jego kochanek
w ogóle wyszedł z tego pokoju. Charlie miał być przy nim i go chronić nawet
jeśli mu się to nie podobało. I, owszem, według tego, co Draco czytał, Sokolnik
miał pełne prawo do karania go, upokarzania i robienia wielu innych
nieprzyjemnych rzeczy, ale tylko podczas seksu. A to co miało być? Teoretycznie
wszystko było pięknie, a teraz Ślizgon podziwiał nabierającego coraz
wyraźniejszych kolorów siniaka. Potrząsnął głową, nie wierząc, że nadal siedzi
na łóżku i to rozpamiętuje, zamiast pobiec za Weasley’em i powiedzieć mu, co
sądzi o jego zachowaniu. Wstał, pewnie ruszając do wyjścia, nie mając zamiaru
zastanawiać się nad czymkolwiek. I de facto nie spodziewał się, że kiedy tylko
jego stopa przekroczy próg sypialni, wszystko się spieprzy.
Uczucie bólu było silne niemal tak samo, jak podczas Crutiatusa,
a naprawdę nie sądził, że właśnie w tym miejscu powinien czegoś takiego
doświadczać. Na szczęście nie trwało długo, może kilka sekund, ale po upływie
tego czasu Draco ze zdziwieniem zauważył, że nie może się ruszyć, w ogóle
podnieść z podłogi na którą upadł. Postarał się zacisnąć szczękę i poczuł coś
dziwnego, co z całą pewnością znajdowało się w jego ustach, choć skąd i jakim
cudem, pojęcia nie miał. Otworzył oczy, nagle zdając sobie sprawę, że stało się
coś bardzo, bardzo złego.
Był nagi, bo powoli zaczynał odczuwać chłód, mimo adrenaliny,
która chyba w wyniku strachu zaczęła krążyć w jego żyłach. Spróbował odwrócić
głowę i sprawdzić, co blokuje jego kostki, ale niczego nie zauważył, tak samo
jak na nadgarstkach, jednak każda próba uniesienia się kończyła się całkowitą
klęską. Pomiędzy wargi rzeczywiście miał coś wciśnięte, ale nie potrafił
dojrzeć, co to może być, za to powoli zaczynał odczuwać dyskomfort, bo to na
pewno nie było normalne ułożenie ust. Czuł zresztą zbierającą się w kącikach
ślinę i miał wrażenie, że ta zaraz zacznie kapać na lśniące, ułożone równo
drewno.
Jeszcze przez chwilę niedowierzanie odbierało mu zdolność
jasnego myślenia, ale zaraz potem dotarło do niego, jak poważna jest sytuacja.
Bo cokolwiek nie działoby się wcześniej i jak dobre nie byłyby jego relacje z
Charliem podczas trwania ich umowy, ten nadal był jego Sokolnikiem i nadal mógł
wydawać mu polecenia, których Draco musiał się trzymać. Spróbował przełknąć
ślinę, ale cholerny knebel nawet na to nie pozwalał. Nie miał pojęcia, kiedy
wróci Weasley, ale pewne było, że będzie musiał go ukarać. I to nie będzie
miłe, bo nawet jeżeli do tej pory ich seks był ostry, dzisiaj będzie naznaczony
jego winą i Draco nawet się nie łudził, że Charlie będzie miał nad tym
jakąkolwiek kontrolę.
Uniósł głowę, kiedy ktoś niemal wbiegł do komnat i choć
ciężko było mu spojrzeć mężczyźnie w oczy, uchwycił jego przerażone spojrzenie.
Nie było wątpliwości, jak potoczy się dalsza cześć wieczoru i Draco nie był
pewien, czy za ten stan rzeczy winić bardziej siebie, czy jego, bo przecież
wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Wstrzymał oddech, kiedy usłyszał kroki,
już teraz patrząc tylko w dół, powoli wpadając w panikę.
Charlie zatrzymał się obok niego, wzdychając cicho i
przesuwając dłonią od jego karku po kość ogonową. Chłopak klęczał dla niego, z
szeroko rozstawionymi nogami i na wyprostowanych rękach, z głową spuszczoną
nisko. Na jego jasnych włosach odznaczał się czarny, skórzany pasek i metalowa
sprzączka od knebla. Nie było wątpliwości, że to magia trzyma go w tej pozycji,
ale Charlie i tak nie mógł zaprzeczyć, że uwielbiał go w takim wydaniu.
— Muszę cię ukarać — powiedział cicho, ale szybko, wiedząc,
że jeszcze kilka chwil i straci możliwość panowania nad sobą. Może i był silnym
czarodziejem, ale jednak umowa, którą zawarli miała dużo większą moc.
Draco wzdrygnął się lekko, choć właściwie niczego innego się
nie spodziewał. Sekundy ulgi, kiedy Charlie dotknął go tak czule, minęły
bezpowrotnie.
— I muszę to zrobić w ten sposób, wiesz o tym — ciągnął
pospiesznie Weasley, ciężko przełykając ślinę. Wiedział, że będzie im po tym
bardzo trudno.
Draco tym razem nie zareagował, ale oczywiste było, że
doskonale zrozumiał, co dokładnie chciał powiedzieć Sokolnik. Chciał wierzyć,
że jest na to gotowy, ale czuł każdą kropelkę potu, która już teraz pojawiała
się na jego skórze.
Charlie przesunął ostatni raz opuszkami palców po ciele
nastolatka, po czym machnął różdżką, ustawiając obok nich niski stolik na którym
leżało kilka przyrządów, których do tej pory nie używali. Nie było takiej
potrzeby, choć teraz mężczyzna pomyślał, że dzięki temu może będzie im łatwiej
przez to przejść. Albo wręcz przeciwnie, niczego nie mógł być pewny. Poczuł, że
stracił kontrolę, kiedy jego dłoń z głośnym klaśnięciem wylądowała na pośladku
Draco. Wiedział, że jego świadomość dominuje, ale mimo to nie jest w stanie
powstrzymać tego, czego żąda magia. Mógł albo zrobić to po swojemu, albo zdać
się całkowicie na los, ale wtedy nie potrafiłby później spojrzeć nikomu w oczy.
Już i tak wiedział, że będzie miał z tym problem.
Malfoy podskakiwał za każdym razem, kiedy kolejny cios spadał
na jego pośladki, które zdążyły przybrać już mocno różowy odcień. Zresztą nie
tylko one, bo czasami ręka Weasleya ześlizgiwała się nieco niżej, trafiając w
udo i zahaczając o jądra. Charlie przyjrzał się leżącym obok akcesoriom i
złapał za niezbyt duży, czarny plug. W duchu cieszył się, że przynajmniej
kwestią nawilżania nie musi się martwić. Draco na pewno nadal był wilgotny i
rozciągnięty po tym wszystkim, co mu dzisiaj zaserwował. I tamto było tak
cholernie inne od tego, co działo się teraz, że mężczyzna, czując irracjonalną
wściekłość na Ślizgona, uderzył go tym razem wyjątkowo mocno, celowo trafiając
w jego mosznę i nie dając mu chwili oddechu, po prostu wcisnął w niego pluga.
Usłyszał głośne sapnięcie, może nawet szloch, ale przecież nie mógł się
zatrzymać! Kary nie były po to, żeby sprawiać przyjemność. Musiał to robić,
jeżeli chciał zachować chociaż tę minimalną kontrolę. Przez kilka sekund
przyglądał się, jak chłopak stara się wypchnąć wtyczkę, zapewne nie do końca
świadomie, aż w końcu szparka Draco zacisnęła się mocno na przewężeniu, dla
oczu Charliego zostawiając tylko wystającą końcówkę. Ten zresztą odetchnął
trochę głośniej, bo widok, jakiego właśnie doświadczał naprawdę mu się podobał.
Spojrzał z niesmakiem na swoje dłonie, ale te zaczynały już piec i być może to
był dobry moment, żeby przejść do kolejnego punktu. Ze stołu ściągnął niewielki
pejcz, którego rękojeść zakończona metalową kulką, idealnie pasowała do jego
dużej dłoni.
Pierwsze uderzenie sprawiło, ze Draco wręcz wierzgnął,
najwidoczniej nie spodziewając się takiej zmiany. Charlie z fascynacją
obserwował, jak pojedyncze rzemyki, wszystkie zakończone malutkimi supełkami,
rozsypują się na bladym niegdyś ciele jego sponsora. Skóra była teraz przyjemnie
czerwona, gdzieniegdzie dało się dostrzec odbicia jego dłoni, ale ślady, które
powstawały teraz o wiele bardziej podobały się mężczyźnie. Jedynie przez
sekundę zastanawiał się, jak na supełkach będzie wyglądała krew, a już w
następnej chwili uderzenie było tak mocne, że przecięło skórę w kilku
miejscach. I Charlie chciał powtarzać ten ruch znowu i znowu, bo rubinowa
czerwień idealnie kontrastowała z delikatną skórą Draco. Kolejne razy wykonywał
z większym rozmysłem, z precyzją, jakby musiał sprawdzić, gdzie takie znaki
będą najlepiej wyglądały. Po dłuższym czasie, kiedy upoił się widokiem niemal
doszczętnie zniszczonego Malfoya, doszedł do wniosku, że czas się rozebrać,
jako, że jego fiut niemal bolał. Zanim jednak to zrobił, wyszarpnął z Draco
pluga, zastępując go rękojeścią pejcza. Metalowa kulka przepchnęła się przez
jego dziurkę z dużym trudem, ale Charlie akurat tym się nie przejmował. Dalej
poszło nieco lepiej i mężczyzna wsunął rękojeść do samego końca, dociskając
jeszcze palcem i sprawiając, że z tyłka Draco wychodziło kilkanaście
drobniutkich rzemyków. Jego wzrok nie mógł się oderwać od prowizorycznego
ogonka, który przyprawił swojemu sponsorowi. I, cholera jasna, fakt, że z kilku
supełków kapały na podłogę pojedyncze kropelki krwi, wcale mu nie przeszkadzał.
Wręcz przeciwnie, za co nienawidził się w tej chwili najbardziej.
Będąc już nago, obszedł Draco z lewej strony i stanął przed
jego głową. Silnym szarpnięciem uniósł ją do góry, naciskając na jakiś
niepozorny guziczek i wyciągając spomiędzy jego warg plastikową kulkę. Stelaż
zostawił, wiedząc, że nie ma wielkiego wyboru. Naprawdę nie był w stanie
walczyć z tym rodzajem magii. Sponsor musiał być ukarany w ten sposób.
Draco nawet nie otworzył oczu, za co mężczyzna był mu wdzięczny.
Nie wiedział, jak by zareagował, widząc w jego wzroku żal czy strach. Charlie
odetchnął znowu, uważając na niewielką kałużę, która utworzyła się z
wypływającej spod knebla śliny, łez, bo policzki nastolatka były poznaczone
wąskimi szlaczkami, i zapewne wydzieliną z nosa. Ustawił się w lekkim rozkroku
i ugiął nieco nogi w kolanach, starają się stanąć tak, żeby było mu wygodnie i,
żeby przy okazji nie skręcić Draco karku. W następnej chwili wepchnął swojego
penisa do jego ust na tyle głęboko, żeby poczuć, jak chłopak się krztusi.
Przytrzymał przez chwilę, nie pozwalając mu się wyrwać, po czym wysunął się
całkowicie, tylko po to, żeby sięgnąć po niepozorną rózgę, leżącą nadal na
stoliku z jeszcze kilkoma rzeczami, których już jednak nie zamierzał używać.
Pierwszy cios był tak nagły, że Draco zaczynał pragnąć
śmierci. Wiedział, że to musi tak wyglądać i wiedział, że magia nie jest
usatysfakcjonowana. Gdyby była, niewidzialne więzy by ustąpiły. Przez chwilę
pomyślał, że może Charlie musi się po prostu spuścić, ale kolejne uderzenie,
tym razem przecinające skórę, spowodowało, że skupiał się tylko na pozostaniu
przytomnym. Weasley zresztą znacznie mu to utrudniał, wpychając się do jego
gardła raz po raz, coraz głębiej i szybciej, chociaż Draco wątpił, żeby było to
możliwe. Czuł, jak brakuje mu powietrza, jak krztusi się śliną i fiutem, który
w tej chwili chyba przylepił się go jego przełyku. Spanikowany otworzył oczy i
pierwszy raz, od kiedy to się zaczęło spojrzał Charliemu prosto w oczy i błagał
go tym spojrzeniem, żeby ten go puścił. Sokolnik zresztą wyglądał, jakby czegoś
szukał w jego twarzy, ale on w tamtej chwili marzył tylko o oddechu, bo
cholera, może Charlie zapomniał, ale nos Draco też nie był drożny.
Czerwień dużo lepiej wyglądała na pośladkach blondyna niż na
jego twarzy i Weasley w końcu wysunął się z jego ust, uderzając jeszcze swoim
penisem kilka razy o jego wargi i policzek, i puścił jego głowę, odpinając
sprzączkę od knebla. Chciał, żeby Draco teraz krzyczał.
Ponownie obszedł go z boku, przesuwając palcem po kilku
śladach, które zostały po rózdze, słysząc syki i tłumione przekleństwa ze
strony chłopaka. Poprzyglądał się jeszcze ogonkowi, klepiąc Draco, tym
razem wyjątkowo lekko, w pośladek, wprawiając tym rzemyki w ruch i notując w
pamięci, żeby kiedyś akurat ten fragment powtórzyć. Po chwili szarpnął za
pejcz, wyciągając go bez ostrzeżenia i obdarowując magię związania pierwszym
krzykiem winnego. Nie miał wątpliwości, że kara zostanie zaakceptowana i nie
będą musieli tego powtarzać. Już zresztą czuł się bardziej sobą, wiedział, że
ma nad sobą większą kontrolę, ale miał też świadomość, że jeszcze nie może się
zatrzymać.
Dziurka Draco otwierała się i zamykała, jakby szukała czegoś,
co mogłaby sobą objąć i Charlie, właściwie bez chwili namysłu, wszedł w nią do
samego końca, uderzając podbrzuszem w jego kość ogonową. Tym razem krzyk był
głośniejszy i miał w sobie coś z desperacji, mimo to mężczyzna wysunął się
całkowicie i powtórzył swój poprzedni ruch. Zrobił to zresztą kilkukrotnie,
ostatecznie zostawiając fiuta wewnątrz chłopaka, za to dokładając do niego
jeszcze jeden z palców. Było cholernie ciasno, ale też podobało mu się, choć
nie sądził, żeby miał o tym kiedyś wspomnieć. Po chwili wyciągnął palec i
ułożył jedną dłoń na biodrze Draco, drugą chwytając go za kark i dociskając
jego głowę do podłogi. I tak, miał pełną świadomość tego, że nastolatek leży
teraz w kałuży własnej śliny. Piperzył go przez kilka kolejnych minut, nadając
zabójcze nawet dla siebie tempo i kiedy się w końcu spuścił, po prostu opadł na
plecy młodszego chłopaka. Czuł, jak ręce i nogi się pod nim uginają, więc czar
musiał ustąpić. Uświadomiwszy to sobie, wstał czym prędzej, rzucając pospiesznie
oczyszczające zaklęcia i podnosząc Draco w ramionach. Ten wzdrygnął się na ten
rodzaj dotyku i tym razem to Charliego sparaliżował strach. Pogładził chłopaka
po obojczyku, wtulając go mocniej w siebie i całując w czubek głowy. Nie miał
pojęcia, co teraz będzie, ale panicznie bał się momentu, kiedy Malfoy otrząśnie
się z tego dziwnego letargu. W wannie spędzili tylko tyle czasu, ile wymagało
oczyszczenie ran, po czym Charlie zaniósł chłopaka do swojego łóżka, chcąc
ułożyć się obok niego.
— Nie zgadzam się, żebyś spał dzisiaj w tym samym łóżku, co
ja — wyszeptał Draco i Charlie naprawdę to rozumiał, ale magia związania także
teraz nie zostawiała mu wiele wyboru.
— Nic na to nie poradzę — warknął agresywnie i Draco aż
otworzył szerzej oczy. Widział, co się dzieje z mężczyzną, a naprawdę nie był
głupi.
— Jak bardzo umowa się cofnęła? — zapytał, a Weasley
popatrzył na niego w szoku.
— Podejrzewam, że jesteśmy gdzieś w środku drugiego dnia.
Może trzeciego — odpowiedział tylko, zaciskając szczękę.
Draco kiwnął głową, ale nie miał ochoty na analizowanie
niczego teraz. Przysunął się lekko do Charliego i zwinął, po chwili zasypiając
w pozycji embrionalnej.
— Tak bardzo cię przepraszam, Draco — szepnął jeszcze
mężczyzna, wysyłając Keithowi krótką informację, że zażegnali kryzys. I choć
było to niedopowiedzenie stulecia, na tę chwilę nie miał nic lepszego.
Nareszcie!!! Nawet nie wiesz jak bardzo ciesze się z tego rozdziału, zwłaszcza po tak długim okresie wyczekiwania. Rozdział świetny, chociaż żal mi biednego Draco.
OdpowiedzUsuńEch... mam teraz tylko nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybko. Niech cię wena nie opuszcza.
Pozdrawiam F:)
Och....!
OdpowiedzUsuńZaczynałam wątpić w ciąg dalszy. Liczę,że na kolejny rozdział nie karzesz nam tyle czekać...
PS. Cudny <3 choć ciężki.
Wow!Nowy rozdział podobał mi się bardzo,ale nie pamiętam poprzednich-muszę do nich wrócić.Cieszę się,że Wróciłaś.W sumie czekam na "Zapomnieć".Ale życzę Ci dobrego wena,czasu dla nas.Angel.
OdpowiedzUsuńNareszcie!
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział.
Do tego Regulus żyje, to również mnie cieszy. Chociaż z niego zazdrośnik!
Draco sam jest troszkę sobie winny, ale mam nadzieje, że szybko dojdzie do siebie.
Weny!
Omg... Rozdział!?!?! :P
OdpowiedzUsuńTak cóż... Po takiej przerwie TEGO się nie spodziewałam :)
Biedny Draco... I biedny Charlie... Mam nadzieję że jakos przez to oboje przebrną :(
Regulus żyje!?
Czekam na ciąg dalszy jak zwykle (nie)cierpliwie!!!
Pozdrawiam B.
Wow nie wierzyłam, że jeszcze się tutaj coś pojawi! Rozdział jak zawsze fantastyczny! Biedny Draco. Mam nadzieję, że jakoś się ułoży. Czekam na kolejne rozdziały i duuuuużo weny życzę!
OdpowiedzUsuńJakie sa szanse na kontynuacje Peawdziwej Przepowiedni?
OdpowiedzUsuńWidać, że głupota i nawarstwiające się nieporozumienia mogą zaboleć. Mam tylko nadzieję, że zarówno Draco jak i jego partner przetrwają tę sytuację i wyjdą z niej o wiele silniejsi.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię twoje opowiadania i po mimo bardzo długich przerw między kolejnymi notkami będę wiernie oczekiwać na powrót twojej weny.
Pozdrawia kruszynka.
a ja czekam i czekać będę więc życzę weny
OdpowiedzUsuńOoo bogowie nareszcie!;)Taak długo czekałam na kolejny rozdział:) bardzo się cieszę z tego;) Życze dużo weny i czekam na kolejny rozdział:)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ale biedny Draco i Charlie, a było tutaj już tak pięknie... jak się okazuje Regulus jednak żyje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia