poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Sokół część 24



Dziękuję, że wciąż ze mną jesteście, mimo, że ja pojawiam się tak rzadko. Dziękuję za komentarze i cieszę się, że się Wam podobało. Powtórzę to znowu, bo pytacie; wszystkie główne opowiadania, tj. Sokół, Zapomnieć, Prawdziwa Przepowiednia i W hogwardzkich lochach, zostaną zakończone. Nie powiem Wam kiedy to nastąpi, bo niespełnianie obietnic nie jest fajne, ale zrobię to na pewno.
Życzę miłego czytania :* 

Charlie pomyślał, że może wszystko byłoby dobrze, gdyby Draco się nie odezwał w tamtym cholernie intymnym momencie. Wiedział, że ma co do tego rację, ale jednocześnie obwinianie za całą sytuację tylko chłopaka byłoby hipokryzją z jego strony. Nie zareagował właściwie. Chociaż pewnie bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie, że jego reakcja była bardzo, bardzo zła…
Draco wydawał się teraz taki kruchy, taki delikatny. Spod cienkiej kołdry widać było tylko jego blond włosy i przysłoniętą nimi twarz. I Charlie bał się zerknąć, jak nastolatek wygląda niżej, jak dużo śladów zostawił po wczorajszym wieczorze na jego ciele. Przez sekundę znowu  pomyślał, że Severus i Keith go zabiją, ale po chwili stwierdził, że tak naprawdę nie będzie to miało żadnego znaczenia, skoro przez to wszystko i tak straci zaufanie Draco. Może i ich umowa nie trwała zbyt długo, ale Weasley wiedział, że czuje coś więcej do tego dzieciaka. Że stał się on dla niego ważny, rozpychając się w jego życiu rękoma i nogami, zupełnie tego nie zauważając, jak przypuszczał.
Wstrzymał oddech, zauważając, że Draco się budzi. Chyba nie był gotowy na zobaczenie w jego spojrzeniu rozczarowania albo żalu. Złość by pewnie zniósł, tak jak znosił ją do tej pory, bo jak bardzo chłopak by się nie starał ułatwić zawiązania się umowy w sposób poprawny, tak jednak wciąż pozostawał sobą, a to oznaczało sporą dawkę bezsensownej złości, dużo sarkania na wszystkich i wszystko dookoła i równie dużo samozadowolenia, które Charlie nie miał pojęcia skąd się brało. Nie rozumiał, jak facet, nawet przeczulony na swoim punkcie, może poświęcać aż tyle czasu na pindrzenie się. On wchodził pod prysznic i wychodził po trzech minutach. I, naprawdę, jeszcze niedawno w ten czas wchodziła szybka, intensywna masturbacja. Aż skrzywił się do swoich myśli, bo wcale nie był pewien, czy ktoś bez wojskowego wyszkolenia uznałby jego trzyminutówki za normalne. Jemu jednak pasowały bardziej, niż stanie przed lustrem i rozczesywanie włosów. A potem ich układanie. I utrwalanie fryzury. Aż pokręcił głową, uznając, że jednak woli swoje dziwactwa. Draco był niemożliwy przez większość czasu, co wcale nie przeszkadzało Charliemu się w nim zadurzyć. Bo tak, chyba mógł przyznać sam przed sobą, że coś było na rzeczy. I to coś musiało być przynajmniej w części odwzajemniane przez Ślizgona, bo inaczej magia związania nie ustąpiłaby wtedy…
— Charlie? — zapytał cicho Draco, budząc się powoli i z roztargnieniem oglądając się na mężczyznę.
— Jestem — odmruknął, ciesząc się chwilowym rozproszeniem chłopaka. Oznaczało ono, że ma jeszcze moment zanim będzie musiał stanąć przed tym, co się wydarzyło.
— Wszystko mnie boli — wyjęczał Draco, starając się odwrócić do Sokolnika, ale nagle chyba wróciły do niego wspomnienia ostatnich dwudziestu czterech godzin, bo zastygł w bezruchu, nie wiedząc co tak naprawdę powinien zrobić.
Charlie westchnął cicho i nieznacznie przybliżył się do niego. Dotknął najpierw jego ramienia, powoli przesuwając rękę do góry, na kark i w dół, aż po nadgarstek. Czuł się jakby oswajał dzikie zwierzę. Swojego pierwszego smoka. Porównanie było idealne i, jak teraz o tym pomyślała, tak właśnie czasami postrzegał Malfoya. Chłopak atakował zawsze wtedy, kiedy czuł się zagrożony i teraz pewnie też to zrobi, jeżeli Charlie nie przejmie kontroli nad tą sytuacją, może nad przebiegiem całego dnia, bo skoro ich umowa się cofnęła, musieli bardzo uważać na słowa i zachowanie. To znaczy Draco musiał uważać, ale oczywiste było, że dzieciak może mieć z tym problem po tym wszystkim, co się stało.
— Musisz mnie dotykać? — zapytał Ślizgon, potrzebując się upewnić, czy nie da się jakoś obejść tego, co się stało. Chyba nie miał ochoty na dotyk Charliego, choć zapewne nie miał też zbyt dużego wyboru. Czuł się oszukany, nigdzie nie widział żadnej wzmianki odnośnie możliwości cofnięcia się umowy i nie wiedział co się właściwie wczoraj stało, ani dlaczego magia uznała, że to jego wina. Naprawdę dokładnie przeczytał te papiery i sądził, że były w nich dokładnie te informacje, których potrzebował. Nie wątpił, że Severus zrobiłby wszystko, żeby był bezpieczny, więc albo było to coś, co zdarzało się bardzo rzadko, albo nikt nie przypuszczał, że może przytrafić się właśnie jemu.
Skrzywił się lekko, kiedy Charlie nie odpowiedział, za to jego dotyk stał się niby delikatniejszy, ale jednocześnie jakby bardziej zachłanny, zaborczy. To była wystarczająca odpowiedź na jego pytanie. I niestety nie oznaczała, że wszystko będzie dobrze. Nie czuł się z tym najlepiej, ale przesunął się do tyłu, starając się stykać jak największą powierzchnią ciała z Charliem. Jeżeli magia wymagała od niego takich rzeczy, to wiedział, że musi jej to dać.
Wczorajszy wieczór... Nie umiał do końca określić, jak się czuł. Pomijając złość z powodu wciąż odczuwanej niesprawiedliwości, miał problem z określeniem swoich uczuć. Bo to nie było jakoś bardo złe. Wiedział, że Sokolnik starał się panować nad magią umowy i swoim, wymuszonym przez nią zachowaniu. Pamiętał wyraźnie jego wahanie w kilku, raczej kluczowych, momentach, ale nadal nie czuł się najlepiej z tym wszystkim. Teoretycznie już podpisując umowę zdawał sobie sprawę z tego, jak może wyglądać jakaś jego kara, ale to, że była ona tak silnie powiązana z seksem i jego rolą jako zwykłej zabawki do łóżka powodowała jakiś dyskomfort.
I to naprawdę nie tak, że wcale mu się nie podobało to co robił z nim Charlie. Tylko wolałby się na to wszystko zdecydować, będąc świadomym co się stanie i mając wolną wolę. Tak samo jak jego partner.
Tak naprawdę nie był zły na Charliego przez sposób wykonania tej cholernej kary. Mężczyzna nie miał na to żadnego wpływu. Miał za to najprawdopodobniej wpływ na to, że ta kara w ogóle musiała być wykonana…
— Możesz mi powiedzieć, co się właściwie stało? — zapytał, choć raczej nie spodziewał się odpowiedzi.
Weasley westchnął, gładząc go teraz po włosach. Były miękkie po wczorajszej kąpieli, mimo niekoniecznie spokojnej nocy. Ucieszył się, że Draco się nie odsunął. Chciał go mieć blisko siebie, nawet jeżeli ten robił to tylko po to, żeby nie wywołać kolejnego epizodu.
— Nie posłuchałeś mnie — mruknął, czując jednocześnie jak chłopak się spina i niemal zgrzyta zębami.
— Nawet nie waż się tego zwalić na mnie — warknął. — Co się stało wcześniej?
Charlie najpierw zacisnął palce na jego włosach, biorąc przy tym głębokie wdechy. Draco igrał z ogniem i Sokolnik miał ochotę przypomnieć mu, gdzie jest jego miejsce. Niestety wiedział też o co chłopak pyta i choć odpowiedź przygotowywał przez całą noc, nie był pewien, co powinien mu teraz powiedzieć. Bo proste byłoby stwierdzenie, że go poniosło, albo, że się pomylił. Mógłby spróbować wcisnąć chłopakowi, że to magia go do tego zmusiła, ale wtedy zostałby pewnie wyśmiany.
Wziął jeden głęboki wdech, starając się nie myśleć za bardzo o konsekwencjach, jakie mogą mieć jego słowa. Bo to nie tak, że musiał mu to wszystko powiedzieć, lepiej pewnie byłoby, gdyby zostawił to na inny dzień, najlepiej, kiedy ich umowa wygaśnie. Zaczął jednak mówić cicho, opowiadając o tym jak czuł się na spotkaniu w domu Keitha, jak chciał go bronić i jak zdawał sobie sprawę, że to wszystko coś więcej niż tylko te cholerne papiery, które podpisali przecież tak niedawno.
Cieszył się, że Draco wciąż jest odwrócony do niego plecami. Czuł, jak chłopak się spina, jak wstrzymuje oddech. Nie wiedział, czy dobrze robi, ale to chyba przestało mieć tak wielkie znaczenie. Miał tylko dwie możliwości. Albo nie powiedzieć Draco nic i narazić się na jego niezadowolenie i powolne wycofywanie się z tego, co próbowali razem stworzyć, tylko, że wtedy umowa zaczęłaby wymuszać na nich coraz dziwniejsze zachowania, a to na pewnie nie przyniosłoby niczego dobrego. Dodatkowo rozluźniłoby się to, co do tej pory osiągnęli, a tego nie chciał. Nie chciał, żeby Draco się od niego odsunął. Sam też nie chciał tego robić. Potrzebowali się wzajemnie.
I kiedy to do niego dotarło, druga opcja stała się jedyną drogą, jaką mógł pójść.
— Przepraszam, że nie odebrałem twoich słów w odpowiedni sposób — szepnął na koniec, przewracając się ma plecy i zakrywając oczy dłonią. Nie mógł uwierzyć, że jego życie zmieniło się w tak krótkim czasie przez jednego bachora, który jakimś niesamowitym sposobem znalazł metodę na dostanie się do jego wnętrza.
Blondyn leżał na boku, nawet oddychając ciszej, ostrożniej, jakby bojąc się, że po tej przemowie Charlie zaśmieje mu się w twarz z głupim: żartowałem. Słuchał go przez ostatnie piętnaście minut, nie mając śmiałości przerywać, będąc jednocześnie tak bardo zdziwionym tymi słowami. Bo co niby Charlie chciał mu powiedzieć? Wolał nie robić sobie żadnych nadziei i nie angażować się teraz już za bardzo, ale jednocześnie wiedział, że umowa będzie na nich wymuszała pewnego rodzaju relacje. W końcu dokładnie o to w niej chodziło. I nawet jeżeli ta relacja będzie wyglądała na wyłącznie seksualną, to po trzech miesiącach na pewno zostawi w nich jakieś ślady. Zresztą on już teraz był przywiązany do tego mężczyzny, już teraz, a właściwie wczoraj, myślał o przyszłości. O tym, co będzie później, czy będą mogli być razem, czy Charlie w ogóle będzie tego chciał. Bo zawsze mogło mu się tylko wydawać, że widzi, jak Weasley na niego patrzy; że złudzeniem jest fakt, że czuje się mu potrzebny, bo ten tak często to okazuje. Ale Draco chciał, żeby to jednak była prawda. I, żeby to trwało.
— Musisz powiedzieć mi wprost o co ci chodzi — szepnął chłopak, wyraźnie dążącym głosem. Bał się odpowiedzi jaką może usłyszeć, ale naprawdę musiał być pewnym, jak mężczyzna to widzi, bo od wczoraj dostawał kompletnie sprzeczne sygnały i zwyczajnie się gubił. Nawet ostatni kwadrans nie był zbyt jednoznaczny.
— W ślizgońskim kodzie chcę powiedzieć, że nie będę miał problemu z tym, żebyś przeleciał mnie, kiedy ta cholerna umowa już się skończy — burknął, chociaż tak naprawdę nie wiedział, czy rzeczywiście tych problemów nie będzie. Wolał jednak nie wspominać o tym Malfoyowi. Przynajmniej jeszcze nie teraz, ostatecznie mieli dużo czasu na tego typu rozmowy. — W języku wszystkich normalnych ludzi… — zawahał się chwilę, ale wziął kolejny głęboki oddech i po chwili kontynuował: — Mam nadzieję, że za trzy miesiące nadal będziesz chciał żebym cię pieprzył i... — zająknął się, zerkając na chłopaka i przełykając głośno ślinę. — I, że będziesz chciał też innych rzeczy.
Draco odetchnął ze słyszalną ulgą i to sprawiło małą satysfakcję Charliemu. Nie było źle.
— Mamy trzy miesiące — powiedział po chwili chłopak. — Przez trzy miesiące dużo może się zmienić, ale twój plan jest miły — dodał, uśmiechając się nieznacznie.
— Jeżeli chodzi o wczoraj... — podjął Weasley, ale nie dane mu było dokończyć.
— Nie chcę dziś o tym rozmawiać.
Charlie skinął krótko i wtulił nos we włosy swojego sponsora. Nie liczył na tak dobre zakończenie tego całego nieporozumienia, miał za to nadzieję, że teraz wszystko wróci na właściwe tory. Szczególnie, że Draco właśnie się odwracał, całując niespiesznie jego wargi.
-I-I-I-
Minerva nie spodziewała się, że treningi, które zapowiedział im Keith będą takie ciężkie. To znaczy spodziewała się, że wcale nie będzie łatwo, ale była pewna, że chociaż ona, która w końcu miała niemałe doświadczenie w walce, będzie sobie lepiej radzić. Pomyliła się. W tej chwili walczyła z Charliem, nie mając pojęcia, jakim cudem chłopak, jej były uczeń, rozbraja ją średnio po dwóch minutach walki. Jakby była małą dziewczynką, która pierwszy raz w życiu trzyma różdżkę. Miała ochotę rzucić to wszystko w cholerę, powiedzieć kilka słów temu przemądrzałemu dzieciakowi, trzasnąć drzwiami i w swoich komnatach otworzyć butelkę wina. Albo whisky, cokolwiek byle miało w sobie dużo alkoholu.
— A gdybyś przestała używać tylko grzecznych zaklęć? — zapytał zaczepnie Weasley. — Chyba już zauważyłaś, że potrafię się obronić, choć do tej pory raczej nie miałem okazji pokazać ci zbyt dużo.
Irytował ją swoim gadaniem, ale nie mogła się zdobyć na rzucenie na niego jakiejś czarnomagicznej klątwy. Nawet jednej. Miała tylko nadzieję, że to się wkrótce zmieni, bo inaczej okaże się, że jest kompletnie bezużyteczna, a miała swoje własne powody, żeby unieść różdżkę na kilku potężnych i zidiociałych czarodziei. Wolała chyba na razie nie mówić, że w tej chwili Dumbledore był na jej liście wyżej niż Lord Voldermort.
Po jej prawej stronie walczyła młoda Francuzka, która zaraz po wejściu do tego miejsca zawróciła w głowie niemal wszystkim mężczyznom, i to, co ciekawe, bez względu na ich orientację seksualną. Chyba, że by przyjąć zasadę linearności, której ostatnio hołdowali mugole, i uznać, że w różnych momentach swojego życia nasza seksualność zwraca się ku naszej lub przeciwnej płci. Zapewne Fleur zadziałałaby nawet na nią, gdyby była młodsza. Skrzywiła się, potrząsając głową. O czym ona myślała?
Spojrzała znowu na blondynkę i uznała, że jej też nie szło najlepiej, choć na tle uczniów i tak wypadała całkiem nieźle. Może jeszcze Draco jej dorównywał, tylko nie wiedziała, czy to dlatego, że jego Sokolnik już z nim ćwiczył, czy po prostu dlatego, że ten wychował się w tej konkretnej rodzinie, w której czarna magia była na porządku dziennym. Następnie plasowali się Hermiona, Ron i, ku jej zdumieniu, Neville. Miała podejrzenia, że dzieciaki musiały gdzieś trenować, po kryjomu przygotowując się na to, co nieuniknione, ale chyba wolała nie podnosić teraz tej kwestii.
Albus wezwał ją do siebie, kiedy tylko wrócili z tego pierwszego zebrania w domu Keitha. Początkowo nie potrafił się opanować i Minerva musiała sama przed sobą przyznać, że przez chwilę obawiała się, co ten zrobi. W przypływie gniewu czy żalu, nie była pewna, nawrzeszczał na nią, mówiąc, że Moody nie żyje, że jego ciało zostało znalezione przez jakichś podrzędnych urzędników Ministerstwa Magii; pokaleczone i niemal zbezczeszczone, a ona nie zrobiła nic, żeby temu zapobiec. Przecież powinna go bronić, powinna…
Miała wrażenie, że doskonale wie, czego dyrektor nie dopowiedział; powinna za niego zginąć. Nie mogła uwierzyć, że naprawdę tak sądził, że traktował ją przez te wszystkie lata wyłącznie jako tarczę dla swojego przyjaciela. Uniosła zdziwiona brwi, bo stary czarodziej był na dobrej drodze, żeby wyjawić jej prawdę o swojej wiedzy, ale ten zdążył się zatrzymać, chyba też zauważając swoje potknięcie. Uspokoił się w ułamku sekundy, momentalnie przechodząc w tryb poczciwego dziadka, przytulając ją i tłumacząc szokiem swój wybuch.
Minerva patrzyła na niego, przez krótki moment chcąc mu powiedzieć, że wszystko wie, że nie musi już udawać, ale dała sobie spokój. Miała ważniejsze sprawy na głowie, a nim zajmie się później. Musiała tylko przejść to cholerne, przyspieszone szkolenie.
Potrząsnęła głową, pozbywając się natrętnych myśli. Spojrzała jeszcze raz na Charliego i przeanalizowała słowa Keitha, który przez prawie godzinę tłumaczył im, o co chodzi z intencjonalną czarną magią. Jak miała wyobrazić sobie niby to zaklęcie, niemal wymyślić je i jeszcze skierować swoją moc na różdżkę? Jakim cudem jej intencje mogły być jednocześnie dobre i złe, niszczące i budujące? To nie miało sensu, kiedy chłopak o tym mówił i nie miało sensu też teraz, kiedy sama to analizowała. Przez chwilę przyjrzała się Keithowi, który walczył teraz z Severusem. Patrzył na nich też Aaron, od czasu do czasu rzucając jakieś uwagi do brata, tylko go tym irytując. Od razu było widać, że Snape nie lubi przyjmować rad, i nawet gdyby się nie znali od lat, mogłaby to stwierdzić po tym, jak odnosił się do brata, kiedy ten tylko wtrącał kilka słów. A jednak słuchał wszystkiego, co mówił Keith; wyglądał  trochę jakby za każdym razem przetrawiał to, co chłopak do niego mówi i dostosowywał to do samego siebie, do swojej magii. Wciąż się zastanawiała, jak to naprawdę między nimi jest, ale teraz dostrzegała wyraźnie, że Severus całym sobą okazuje, że zależy mu na swoim Sokole. Nie wiedziała tylko czy robi to świadomie i jednocześnie miała nadzieję, że nie chodziło o podążanie za kolejnym silnym czarodziejem, a o zwyczajne uczucie, które powinno się teraz tylko umacniać.
Odetchnęła ciężko, przymykając na moment powieki. Mogłaby walczyć tylko po to, żeby żaden Sokół nigdy więcej nie znalazł się w sytuacji, w której ona musiała trwać tak cholernie długo. Była zła, wściekła wręcz, że musiała to znosić latami, że prawo nie mogło zmienić się wcześniej, a magia nie chciała pozwolić jej zawalczyć o własne życie, że Moody jej na to nie pozwolił. Spojrzała na Michaela i zalała ją fala potężnej wdzięczności, że ten mężczyzna troszczy się o swoich podopiecznych, że zawsze mogą zwrócić się do niego o pomoc, że umowy były zawierane tylko na określone okresy czasu.
Machnęła różdżką, kierując bladoniebieski promień w stronę Charliego, który przyglądał się jej od dłuższego czasu, jakby doskonale wiedząc, że za moment to rozgryzie, że potrzebuje jeszcze chwilę pomyśleć, albo może wręcz przeciwnie, wyłączyć myślenie, i uda się jej. Nie spodziewał się chyba tylko takiej siły, bo zaklęcie, które w niego uderzyło, mimo, że zablokował je bez problemu, i tak zostawiło jego ciało dygoczące. Miał wrażenie, że prąd, który przebiegał teraz po jego plecach, miał za zadanie go zabić. I to było tak strasznie dziwne, bo naprawdę nie pamiętał, kiedy ostatni raz odczuwał taki rodzaj strachu. Wiedział, że użył za mało mocy, blokując klątwę, ale prawdę powiedziawszy, był pewien, że nie ma co marnować jej na pierwszą udaną próbę McGonagall. Ewidentnie się pomylił
Ale, jak się miało okazać wyszło z tego też coś pożytecznego, bo kiedy upadł kilka rzeczy wydarzyło się niemal jednocześnie. Draco widząc go w takim stanie, zaskomlał głośno, żeby w następnej sekundzie posłać typową, czarnomagiczną i zdecydowanie intencjonalną klątwę w stronę kompletnie przerażonej swoim czynem kobiety. Zanim czar zdążył wyrządzić jej krzywdę, wszyscy usłyszeli dwa głosy, Hermiony i Rona, którzy zablokowali zaklęcie, rzucając jakiś dziwny rodzaj wirujących tarcz, które także, z całą pewnością, nie były wynikiem standardowej formułki, Protego, czy innej znanej czarodziejom. Niemal w tym samym czasie Neville cisnął czymś w Draco, ale ten wciąż patrzył ze strachem na Charliego i nawet nie miałby szans zareagować, więc błogosławieństwem okazał się Blaise i jego natychmiastowa reakcja.
Keith machnął różdżką, zatrzymując wszystkich na swoich miejscach i przywołując do siebie ich różdżki. Nie chciał dopuścić do bezsensownej eskalacji czegoś, co nawet nie było problemem. Wręcz przeciwnie.
Podszedł do Charliego, ale Severus już podawał mu jakiś eliksir, narzekając przy tym na głupotę ignorantów, nawet jeżeli są wyszkolonymi wojskowymi. Weasley uśmiechnął się tylko krzywo i puścił mu oczko, po czym wstał sprężyście, rozglądając się z dumą po pomieszczeniu. W jego ślady poszli zresztą pozostali, Keith, Aaron i Michael.
— Musimy popracować nad pracą zespołową i nad tym, żeby dotarło do was, że wszyscy stoicie po tej samej stronie — zaczął Keith, przesuwając wzrokiem po niewiele rozumiejących uczniach.
Minerva była chyba jedyną osobą, która świadomie sięgnęła po ten rodzaj czarnej magii, o który mu chodziło, ale najważniejszy był fakt, że innym też się udało. Później będzie łatwiej.
— Kiedy zrozumiecie już na czym polega rzucanie tych klątw, zaczniecie to robić bez namysłu. Zawsze będziecie wiedzieli, kiedy należy to zrobić. Będziecie to czuli w całej swojej osobie, w samym rdzeniu waszej magii. To będzie jak wybawienie, jak wyrzucenie złych emocji. Czarna magia nie jest czymś złym — podkreślił na koniec, wiedząc, że najważniejsze zostało już zrobione.
Udało im się, musieli jeszcze tylko zrozumieć etymologię tej nazwy, bo ewidentnie ktoś w Wielkiej Brytanii usunął ją z publicznej wiadomości, zastępując w zamian jakimiś bzdurami, które im wmawiali. Ale on ich przekona. I wygra. A oni będą stali tuż obok niego.

6 komentarzy:

  1. Kocham cały czas czekałam i nareszcie jest. Cudowny rozdział z utęsknieniem czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Będziemy cierpliwie czekać na kolejne rozdziały.
    Dziękujemy za cudny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    autorko zaglądam tutaj już od jakiegoś czasu, jak na razie przeczytałam tylko opowiadanie „Prawdziwa przepowiednia”, ale, ale tak mnie porwało to opowiadanie w swój świat, że zamiast komentować rozdział po rozdziale jak to mam w zwyczaju, ja tylko przechodziłam do następnego rozdziału, ale w najbliższym czasie to nadrobię jak i przeczytam każde inne opowiadanie...
    masz bardzo wspaniały styl, historie są po prostu wciągające...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak widać ktoś tu zagląda. Nie poddawaj się i pisz dalej. Powodzenia i życzę weny. A i rozdział bardzo fajny

    OdpowiedzUsuń
  5. Nice ^^
    Ciekawy rozdział.. Nie powiem
    Podoba mi się współpraca Rona i Hermiony.
    Niezła ekipa się kształtuje
    Mam nadzieję że nowy rozdział Sokoła pojawi się jak najszybciej.
    Pozdrawia i życzy weny
    Pierożek Nope ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, ta rozmowa bardzo się przydała, och udało im się w takiej sytuacji osiągnąć to co chcieli, choć Neville nie powinien już reagować, tak zareagował Draco ze względu na umowe...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń