Dziękuję, że wciąż ze mną jesteście, mimo, że ja pojawiam się tak rzadko. Dziękuję za komentarze i cieszę się, że się Wam podobało. Powtórzę to znowu, bo pytacie; wszystkie główne opowiadania, tj. Sokół, Zapomnieć, Prawdziwa Przepowiednia i W hogwardzkich lochach, zostaną zakończone. Nie powiem Wam kiedy to nastąpi, bo niespełnianie obietnic nie jest fajne, ale zrobię to na pewno.
Życzę miłego czytania :*
Charlie pomyślał, że może
wszystko byłoby dobrze, gdyby Draco się nie odezwał w tamtym cholernie intymnym
momencie. Wiedział, że ma co do tego rację, ale jednocześnie obwinianie za całą
sytuację tylko chłopaka byłoby hipokryzją z jego strony. Nie zareagował
właściwie. Chociaż pewnie bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie, że jego
reakcja była bardzo, bardzo zła…
Draco wydawał się teraz
taki kruchy, taki delikatny. Spod cienkiej kołdry widać było tylko jego blond
włosy i przysłoniętą nimi twarz. I Charlie bał się zerknąć, jak nastolatek
wygląda niżej, jak dużo śladów zostawił po wczorajszym wieczorze na jego ciele.
Przez sekundę znowu pomyślał, że Severus
i Keith go zabiją, ale po chwili stwierdził, że tak naprawdę nie będzie to
miało żadnego znaczenia, skoro przez to wszystko i tak straci zaufanie Draco.
Może i ich umowa nie trwała zbyt długo, ale Weasley wiedział, że czuje coś
więcej do tego dzieciaka. Że stał się on dla niego ważny, rozpychając się w
jego życiu rękoma i nogami, zupełnie tego nie zauważając, jak przypuszczał.
Wstrzymał oddech,
zauważając, że Draco się budzi. Chyba nie był gotowy na zobaczenie w jego
spojrzeniu rozczarowania albo żalu. Złość by pewnie zniósł, tak jak znosił ją
do tej pory, bo jak bardzo chłopak by się nie starał ułatwić zawiązania się
umowy w sposób poprawny, tak jednak wciąż pozostawał sobą, a to oznaczało sporą
dawkę bezsensownej złości, dużo sarkania na wszystkich i wszystko dookoła i
równie dużo samozadowolenia, które Charlie nie miał pojęcia skąd się brało. Nie
rozumiał, jak facet, nawet przeczulony na swoim punkcie, może poświęcać aż tyle
czasu na pindrzenie się. On wchodził pod prysznic i wychodził po trzech minutach.
I, naprawdę, jeszcze niedawno w ten czas wchodziła szybka, intensywna
masturbacja. Aż skrzywił się do swoich myśli, bo wcale nie był pewien, czy ktoś
bez wojskowego wyszkolenia uznałby jego trzyminutówki za normalne. Jemu jednak
pasowały bardziej, niż stanie przed lustrem i rozczesywanie włosów. A potem ich
układanie. I utrwalanie fryzury. Aż pokręcił głową, uznając, że jednak woli swoje
dziwactwa. Draco był niemożliwy przez większość czasu, co wcale nie
przeszkadzało Charliemu się w nim zadurzyć. Bo tak, chyba mógł przyznać sam
przed sobą, że coś było na rzeczy. I to coś musiało być przynajmniej w części
odwzajemniane przez Ślizgona, bo inaczej magia związania nie ustąpiłaby wtedy…
— Charlie? — zapytał
cicho Draco, budząc się powoli i z roztargnieniem oglądając się na mężczyznę.
— Jestem — odmruknął,
ciesząc się chwilowym rozproszeniem chłopaka. Oznaczało ono, że ma jeszcze moment
zanim będzie musiał stanąć przed tym, co się wydarzyło.
— Wszystko mnie boli —
wyjęczał Draco, starając się odwrócić do Sokolnika, ale nagle chyba wróciły do
niego wspomnienia ostatnich dwudziestu czterech godzin, bo zastygł w bezruchu,
nie wiedząc co tak naprawdę powinien zrobić.
Charlie westchnął cicho
i nieznacznie przybliżył się do niego. Dotknął najpierw jego ramienia, powoli
przesuwając rękę do góry, na kark i w dół, aż po nadgarstek. Czuł się jakby oswajał
dzikie zwierzę. Swojego pierwszego smoka. Porównanie było idealne i, jak teraz
o tym pomyślała, tak właśnie czasami postrzegał Malfoya. Chłopak atakował
zawsze wtedy, kiedy czuł się zagrożony i teraz pewnie też to zrobi, jeżeli
Charlie nie przejmie kontroli nad tą sytuacją, może nad przebiegiem całego
dnia, bo skoro ich umowa się cofnęła, musieli bardzo uważać na słowa i
zachowanie. To znaczy Draco musiał uważać, ale oczywiste było, że dzieciak może
mieć z tym problem po tym wszystkim, co się stało.
— Musisz mnie dotykać? —
zapytał Ślizgon, potrzebując się upewnić, czy nie da się jakoś obejść tego, co
się stało. Chyba nie miał ochoty na dotyk Charliego, choć zapewne nie miał też zbyt
dużego wyboru. Czuł się oszukany, nigdzie nie widział żadnej wzmianki odnośnie
możliwości cofnięcia się umowy i nie wiedział co się właściwie wczoraj stało,
ani dlaczego magia uznała, że to jego wina. Naprawdę dokładnie przeczytał te
papiery i sądził, że były w nich dokładnie te informacje, których potrzebował.
Nie wątpił, że Severus zrobiłby wszystko, żeby był bezpieczny, więc albo było
to coś, co zdarzało się bardzo rzadko, albo nikt nie przypuszczał, że może
przytrafić się właśnie jemu.
Skrzywił się lekko,
kiedy Charlie nie odpowiedział, za to jego dotyk stał się niby delikatniejszy,
ale jednocześnie jakby bardziej zachłanny, zaborczy. To była wystarczająca
odpowiedź na jego pytanie. I niestety nie oznaczała, że wszystko będzie dobrze.
Nie czuł się z tym najlepiej, ale przesunął się do tyłu, starając się stykać
jak największą powierzchnią ciała z Charliem. Jeżeli magia wymagała od niego
takich rzeczy, to wiedział, że musi jej to dać.
Wczorajszy wieczór...
Nie umiał do końca określić, jak się czuł. Pomijając złość z powodu wciąż
odczuwanej niesprawiedliwości, miał problem z określeniem swoich uczuć. Bo to
nie było jakoś bardo złe. Wiedział, że Sokolnik starał się panować nad magią
umowy i swoim, wymuszonym przez nią zachowaniu. Pamiętał wyraźnie jego wahanie
w kilku, raczej kluczowych, momentach, ale nadal nie czuł się najlepiej z tym
wszystkim. Teoretycznie już podpisując umowę zdawał sobie sprawę z tego, jak
może wyglądać jakaś jego kara, ale to, że była ona tak silnie powiązana z
seksem i jego rolą jako zwykłej zabawki do łóżka powodowała jakiś dyskomfort.
I to naprawdę nie tak,
że wcale mu się nie podobało to co robił z nim Charlie. Tylko wolałby się na to
wszystko zdecydować, będąc świadomym co się stanie i mając wolną wolę. Tak samo
jak jego partner.
Tak naprawdę nie był zły
na Charliego przez sposób wykonania tej cholernej kary. Mężczyzna nie miał na
to żadnego wpływu. Miał za to najprawdopodobniej wpływ na to, że ta kara w
ogóle musiała być wykonana…
— Możesz mi powiedzieć,
co się właściwie stało? — zapytał, choć raczej nie spodziewał się odpowiedzi.
Weasley westchnął, gładząc
go teraz po włosach. Były miękkie po wczorajszej kąpieli, mimo niekoniecznie
spokojnej nocy. Ucieszył się, że Draco się nie odsunął. Chciał go mieć blisko
siebie, nawet jeżeli ten robił to tylko po to, żeby nie wywołać kolejnego
epizodu.
— Nie posłuchałeś mnie —
mruknął, czując jednocześnie jak chłopak się spina i niemal zgrzyta zębami.
— Nawet nie waż się tego
zwalić na mnie — warknął. — Co się stało wcześniej?
Charlie najpierw
zacisnął palce na jego włosach, biorąc przy tym głębokie wdechy. Draco igrał z
ogniem i Sokolnik miał ochotę przypomnieć mu, gdzie jest jego miejsce. Niestety
wiedział też o co chłopak pyta i choć odpowiedź przygotowywał przez całą noc,
nie był pewien, co powinien mu teraz powiedzieć. Bo proste byłoby stwierdzenie,
że go poniosło, albo, że się pomylił. Mógłby spróbować wcisnąć chłopakowi, że
to magia go do tego zmusiła, ale wtedy zostałby pewnie wyśmiany.
Wziął jeden głęboki
wdech, starając się nie myśleć za bardzo o konsekwencjach, jakie mogą mieć jego
słowa. Bo to nie tak, że musiał mu to wszystko powiedzieć, lepiej pewnie
byłoby, gdyby zostawił to na inny dzień, najlepiej, kiedy ich umowa wygaśnie. Zaczął
jednak mówić cicho, opowiadając o tym jak czuł się na spotkaniu w domu Keitha,
jak chciał go bronić i jak zdawał sobie sprawę, że to wszystko coś więcej niż
tylko te cholerne papiery, które podpisali przecież tak niedawno.
Cieszył się, że Draco
wciąż jest odwrócony do niego plecami. Czuł, jak chłopak się spina, jak
wstrzymuje oddech. Nie wiedział, czy dobrze robi, ale to chyba przestało mieć
tak wielkie znaczenie. Miał tylko dwie możliwości. Albo nie powiedzieć Draco
nic i narazić się na jego niezadowolenie i powolne wycofywanie się z tego, co
próbowali razem stworzyć, tylko, że wtedy umowa zaczęłaby wymuszać na nich
coraz dziwniejsze zachowania, a to na pewnie nie przyniosłoby niczego dobrego. Dodatkowo
rozluźniłoby się to, co do tej pory osiągnęli, a tego nie chciał. Nie chciał,
żeby Draco się od niego odsunął. Sam też nie chciał tego robić. Potrzebowali
się wzajemnie.
I kiedy to do niego
dotarło, druga opcja stała się jedyną drogą, jaką mógł pójść.
— Przepraszam, że nie
odebrałem twoich słów w odpowiedni sposób — szepnął na koniec, przewracając się
ma plecy i zakrywając oczy dłonią. Nie mógł uwierzyć, że jego życie zmieniło
się w tak krótkim czasie przez jednego bachora, który jakimś niesamowitym
sposobem znalazł metodę na dostanie się do jego wnętrza.
Blondyn leżał na boku,
nawet oddychając ciszej, ostrożniej, jakby bojąc się, że po tej przemowie
Charlie zaśmieje mu się w twarz z głupim: żartowałem. Słuchał go przez ostatnie
piętnaście minut, nie mając śmiałości przerywać, będąc jednocześnie tak bardo
zdziwionym tymi słowami. Bo co niby Charlie chciał mu powiedzieć? Wolał nie
robić sobie żadnych nadziei i nie angażować się teraz już za bardzo, ale jednocześnie
wiedział, że umowa będzie na nich wymuszała pewnego rodzaju relacje. W końcu
dokładnie o to w niej chodziło. I nawet jeżeli ta relacja będzie wyglądała na
wyłącznie seksualną, to po trzech miesiącach na pewno zostawi w nich jakieś
ślady. Zresztą on już teraz był przywiązany do tego mężczyzny, już teraz, a
właściwie wczoraj, myślał o przyszłości. O tym, co będzie później, czy będą
mogli być razem, czy Charlie w ogóle będzie tego chciał. Bo zawsze mogło mu się
tylko wydawać, że widzi, jak Weasley na niego patrzy; że złudzeniem jest fakt,
że czuje się mu potrzebny, bo ten tak często to okazuje. Ale Draco chciał, żeby
to jednak była prawda. I, żeby to trwało.
— Musisz powiedzieć mi
wprost o co ci chodzi — szepnął chłopak, wyraźnie dążącym głosem. Bał się
odpowiedzi jaką może usłyszeć, ale naprawdę musiał być pewnym, jak mężczyzna to
widzi, bo od wczoraj dostawał kompletnie sprzeczne sygnały i zwyczajnie się
gubił. Nawet ostatni kwadrans nie był zbyt jednoznaczny.
— W ślizgońskim kodzie
chcę powiedzieć, że nie będę miał problemu z tym, żebyś przeleciał mnie, kiedy
ta cholerna umowa już się skończy — burknął, chociaż tak naprawdę nie wiedział,
czy rzeczywiście tych problemów nie będzie. Wolał jednak nie wspominać o tym
Malfoyowi. Przynajmniej jeszcze nie teraz, ostatecznie mieli dużo czasu na tego
typu rozmowy. — W języku wszystkich normalnych ludzi… — zawahał się chwilę, ale
wziął kolejny głęboki oddech i po chwili kontynuował: — Mam nadzieję, że za
trzy miesiące nadal będziesz chciał żebym cię pieprzył i... — zająknął się, zerkając
na chłopaka i przełykając głośno ślinę. — I, że będziesz chciał też innych
rzeczy.
Draco odetchnął ze słyszalną
ulgą i to sprawiło małą satysfakcję Charliemu. Nie było źle.
— Mamy trzy miesiące —
powiedział po chwili chłopak. — Przez trzy miesiące dużo może się zmienić, ale
twój plan jest miły — dodał, uśmiechając się nieznacznie.
— Jeżeli chodzi o
wczoraj... — podjął Weasley, ale nie dane mu było dokończyć.
— Nie chcę dziś o tym
rozmawiać.
Charlie skinął krótko i wtulił
nos we włosy swojego sponsora. Nie liczył na tak dobre zakończenie tego całego
nieporozumienia, miał za to nadzieję, że teraz wszystko wróci na właściwe tory.
Szczególnie, że Draco właśnie się odwracał, całując niespiesznie jego wargi.
-I-I-I-
Minerva nie spodziewała
się, że treningi, które zapowiedział im Keith będą takie ciężkie. To znaczy
spodziewała się, że wcale nie będzie łatwo, ale była pewna, że chociaż ona,
która w końcu miała niemałe doświadczenie w walce, będzie sobie lepiej radzić.
Pomyliła się. W tej chwili walczyła z Charliem, nie mając pojęcia, jakim cudem
chłopak, jej były uczeń, rozbraja ją średnio po dwóch minutach walki. Jakby
była małą dziewczynką, która pierwszy raz w życiu trzyma różdżkę. Miała ochotę
rzucić to wszystko w cholerę, powiedzieć kilka słów temu przemądrzałemu
dzieciakowi, trzasnąć drzwiami i w swoich komnatach otworzyć butelkę wina. Albo
whisky, cokolwiek byle miało w sobie dużo alkoholu.
— A gdybyś przestała używać
tylko grzecznych zaklęć? — zapytał zaczepnie Weasley. — Chyba już zauważyłaś,
że potrafię się obronić, choć do tej pory raczej nie miałem okazji pokazać ci zbyt
dużo.
Irytował ją swoim
gadaniem, ale nie mogła się zdobyć na rzucenie na niego jakiejś czarnomagicznej
klątwy. Nawet jednej. Miała tylko nadzieję, że to się wkrótce zmieni, bo
inaczej okaże się, że jest kompletnie bezużyteczna, a miała swoje własne
powody, żeby unieść różdżkę na kilku potężnych i zidiociałych czarodziei.
Wolała chyba na razie nie mówić, że w tej chwili Dumbledore był na jej liście
wyżej niż Lord Voldermort.
Po jej prawej stronie
walczyła młoda Francuzka, która zaraz po wejściu do tego miejsca zawróciła w
głowie niemal wszystkim mężczyznom, i to, co ciekawe, bez względu na ich
orientację seksualną. Chyba, że by przyjąć zasadę linearności, której ostatnio
hołdowali mugole, i uznać, że w różnych momentach swojego życia nasza
seksualność zwraca się ku naszej lub przeciwnej płci. Zapewne Fleur zadziałałaby
nawet na nią, gdyby była młodsza. Skrzywiła się, potrząsając głową. O czym ona
myślała?
Spojrzała znowu na
blondynkę i uznała, że jej też nie szło najlepiej, choć na tle uczniów i tak
wypadała całkiem nieźle. Może jeszcze Draco jej dorównywał, tylko nie wiedziała,
czy to dlatego, że jego Sokolnik już z nim ćwiczył, czy po prostu dlatego, że
ten wychował się w tej konkretnej rodzinie, w której czarna magia była na porządku
dziennym. Następnie plasowali się Hermiona, Ron i, ku jej zdumieniu, Neville.
Miała podejrzenia, że dzieciaki musiały gdzieś trenować, po kryjomu
przygotowując się na to, co nieuniknione, ale chyba wolała nie podnosić teraz tej
kwestii.
Albus wezwał ją do
siebie, kiedy tylko wrócili z tego pierwszego zebrania w domu Keitha.
Początkowo nie potrafił się opanować i Minerva musiała sama przed sobą
przyznać, że przez chwilę obawiała się, co ten zrobi. W przypływie gniewu czy żalu,
nie była pewna, nawrzeszczał na nią, mówiąc, że Moody nie żyje, że jego ciało
zostało znalezione przez jakichś podrzędnych urzędników Ministerstwa Magii;
pokaleczone i niemal zbezczeszczone, a ona nie zrobiła nic, żeby temu zapobiec.
Przecież powinna go bronić, powinna…
Miała wrażenie, że
doskonale wie, czego dyrektor nie dopowiedział; powinna za niego zginąć. Nie
mogła uwierzyć, że naprawdę tak sądził, że traktował ją przez te wszystkie lata
wyłącznie jako tarczę dla swojego przyjaciela. Uniosła zdziwiona brwi, bo stary
czarodziej był na dobrej drodze, żeby wyjawić jej prawdę o swojej wiedzy, ale
ten zdążył się zatrzymać, chyba też zauważając swoje potknięcie. Uspokoił się w
ułamku sekundy, momentalnie przechodząc w tryb poczciwego dziadka, przytulając
ją i tłumacząc szokiem swój wybuch.
Minerva patrzyła na
niego, przez krótki moment chcąc mu powiedzieć, że wszystko wie, że nie musi
już udawać, ale dała sobie spokój. Miała ważniejsze sprawy na głowie, a nim
zajmie się później. Musiała tylko przejść to cholerne, przyspieszone szkolenie.
Potrząsnęła głową,
pozbywając się natrętnych myśli. Spojrzała jeszcze raz na Charliego i
przeanalizowała słowa Keitha, który przez prawie godzinę tłumaczył im, o co
chodzi z intencjonalną czarną magią. Jak miała wyobrazić sobie niby to
zaklęcie, niemal wymyślić je i jeszcze skierować swoją moc na różdżkę? Jakim
cudem jej intencje mogły być jednocześnie dobre i złe, niszczące i budujące? To
nie miało sensu, kiedy chłopak o tym mówił i nie miało sensu też teraz, kiedy
sama to analizowała. Przez chwilę przyjrzała się Keithowi, który walczył teraz z
Severusem. Patrzył na nich też Aaron, od czasu do czasu rzucając jakieś uwagi
do brata, tylko go tym irytując. Od razu było widać, że Snape nie lubi
przyjmować rad, i nawet gdyby się nie znali od lat, mogłaby to stwierdzić po
tym, jak odnosił się do brata, kiedy ten tylko wtrącał kilka słów. A jednak
słuchał wszystkiego, co mówił Keith; wyglądał trochę jakby za każdym razem przetrawiał to,
co chłopak do niego mówi i dostosowywał to do samego siebie, do swojej magii.
Wciąż się zastanawiała, jak to naprawdę między nimi jest, ale teraz dostrzegała
wyraźnie, że Severus całym sobą okazuje, że zależy mu na swoim Sokole. Nie
wiedziała tylko czy robi to świadomie i jednocześnie miała nadzieję, że nie
chodziło o podążanie za kolejnym silnym czarodziejem, a o zwyczajne uczucie,
które powinno się teraz tylko umacniać.
Odetchnęła ciężko,
przymykając na moment powieki. Mogłaby walczyć tylko po to, żeby żaden Sokół
nigdy więcej nie znalazł się w sytuacji, w której ona musiała trwać tak
cholernie długo. Była zła, wściekła wręcz, że musiała to znosić latami, że
prawo nie mogło zmienić się wcześniej, a magia nie chciała pozwolić jej
zawalczyć o własne życie, że Moody jej na to nie pozwolił. Spojrzała na
Michaela i zalała ją fala potężnej wdzięczności, że ten mężczyzna troszczy się
o swoich podopiecznych, że zawsze mogą zwrócić się do niego o pomoc, że umowy
były zawierane tylko na określone okresy czasu.
Machnęła różdżką,
kierując bladoniebieski promień w stronę Charliego, który przyglądał się jej od
dłuższego czasu, jakby doskonale wiedząc, że za moment to rozgryzie, że
potrzebuje jeszcze chwilę pomyśleć, albo może wręcz przeciwnie, wyłączyć
myślenie, i uda się jej. Nie spodziewał się chyba tylko takiej siły, bo
zaklęcie, które w niego uderzyło, mimo, że zablokował je bez problemu, i tak
zostawiło jego ciało dygoczące. Miał wrażenie, że prąd, który przebiegał teraz
po jego plecach, miał za zadanie go zabić. I to było tak strasznie dziwne, bo
naprawdę nie pamiętał, kiedy ostatni raz odczuwał taki rodzaj strachu.
Wiedział, że użył za mało mocy, blokując klątwę, ale prawdę powiedziawszy, był
pewien, że nie ma co marnować jej na pierwszą udaną próbę McGonagall.
Ewidentnie się pomylił
Ale, jak się miało
okazać wyszło z tego też coś pożytecznego, bo kiedy upadł kilka rzeczy
wydarzyło się niemal jednocześnie. Draco widząc go w takim stanie, zaskomlał
głośno, żeby w następnej sekundzie posłać typową, czarnomagiczną i zdecydowanie
intencjonalną klątwę w stronę kompletnie przerażonej swoim czynem kobiety.
Zanim czar zdążył wyrządzić jej krzywdę, wszyscy usłyszeli dwa głosy, Hermiony
i Rona, którzy zablokowali zaklęcie, rzucając jakiś dziwny rodzaj wirujących
tarcz, które także, z całą pewnością, nie były wynikiem standardowej formułki, Protego,
czy innej znanej czarodziejom. Niemal w tym samym czasie Neville
cisnął czymś w Draco, ale ten wciąż patrzył ze strachem na Charliego i nawet
nie miałby szans zareagować, więc błogosławieństwem okazał się Blaise i jego
natychmiastowa reakcja.
Keith machnął różdżką,
zatrzymując wszystkich na swoich miejscach i przywołując do siebie ich różdżki.
Nie chciał dopuścić do bezsensownej eskalacji czegoś, co nawet nie było
problemem. Wręcz przeciwnie.
Podszedł do Charliego,
ale Severus już podawał mu jakiś eliksir, narzekając przy tym na głupotę
ignorantów, nawet jeżeli są wyszkolonymi wojskowymi. Weasley uśmiechnął się
tylko krzywo i puścił mu oczko, po czym wstał sprężyście, rozglądając się z
dumą po pomieszczeniu. W jego ślady poszli zresztą pozostali, Keith, Aaron i
Michael.
— Musimy popracować nad
pracą zespołową i nad tym, żeby dotarło do was, że wszyscy stoicie po tej samej
stronie — zaczął Keith, przesuwając wzrokiem po niewiele rozumiejących uczniach.
Minerva była chyba
jedyną osobą, która świadomie sięgnęła po ten rodzaj czarnej magii, o który mu
chodziło, ale najważniejszy był fakt, że innym też się udało. Później będzie
łatwiej.
— Kiedy zrozumiecie już
na czym polega rzucanie tych klątw, zaczniecie to robić bez namysłu. Zawsze
będziecie wiedzieli, kiedy należy to zrobić. Będziecie to czuli w całej swojej
osobie, w samym rdzeniu waszej magii. To będzie jak wybawienie, jak wyrzucenie
złych emocji. Czarna magia nie jest czymś złym — podkreślił na koniec, wiedząc,
że najważniejsze zostało już zrobione.
Udało im się, musieli
jeszcze tylko zrozumieć etymologię tej nazwy, bo ewidentnie ktoś w Wielkiej Brytanii
usunął ją z publicznej wiadomości, zastępując w zamian jakimiś bzdurami, które
im wmawiali. Ale on ich przekona. I wygra. A oni będą stali tuż obok niego.
Kocham cały czas czekałam i nareszcie jest. Cudowny rozdział z utęsknieniem czekam na następny
OdpowiedzUsuńBędziemy cierpliwie czekać na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńDziękujemy za cudny rozdział
Witam,
OdpowiedzUsuńautorko zaglądam tutaj już od jakiegoś czasu, jak na razie przeczytałam tylko opowiadanie „Prawdziwa przepowiednia”, ale, ale tak mnie porwało to opowiadanie w swój świat, że zamiast komentować rozdział po rozdziale jak to mam w zwyczaju, ja tylko przechodziłam do następnego rozdziału, ale w najbliższym czasie to nadrobię jak i przeczytam każde inne opowiadanie...
masz bardzo wspaniały styl, historie są po prostu wciągające...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Jak widać ktoś tu zagląda. Nie poddawaj się i pisz dalej. Powodzenia i życzę weny. A i rozdział bardzo fajny
OdpowiedzUsuńNice ^^
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział.. Nie powiem
Podoba mi się współpraca Rona i Hermiony.
Niezła ekipa się kształtuje
Mam nadzieję że nowy rozdział Sokoła pojawi się jak najszybciej.
Pozdrawia i życzy weny
Pierożek Nope ^^
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ta rozmowa bardzo się przydała, och udało im się w takiej sytuacji osiągnąć to co chcieli, choć Neville nie powinien już reagować, tak zareagował Draco ze względu na umowe...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia