środa, 14 lutego 2018

Kolejny mizoginiczny alfa

Witajcie!

Naprawdę jestem w trakcie pisania moich stałych opowiadań, ale... Ale, to cholerne "ale" mi trochę przeszkadza. Nic nie obiecuję (znowu), ale przynajmniej wrzucam coś innego:) Mam nadzieję, że Wam się spodoba. I, znowu, publikowane także na ao3, pod nickiem Hiorin:)

Kolejny mizoginiczny alfa 1/5

Tytuł: Kolejny mizoginiczny alfa
Autor: justusia7850/Hiorin
Beta: nb
Fandom: Teen Wolf
Pairing: Derek Hale/Stiles Stiliński
Raiting: +18
Ostrzeżenie: Niewilkołacze, Alfa/Omega

Wszystkie postacie należą do twórców serialu Teen Wolf, a ja nie czerpię z tego opowiadania żadnych korzyści.

Derek nienawidził tego, że jest omegą. To był jakiś cholerny chichot losu, genetyczna pomyłka; po prostu nie było innej możliwości. Już wolałby być zwykłym człowiekiem, bo z jakiegoś powodu nie dość, że męskie omegi były feminizowane, to jeszcze na dodatek traktowane znacznie gorzej niż kobiety w średniowieczu. A przynajmniej Derek tak podejrzewał, nie żeby historia kiedykolwiek była jego konikiem. Sztuka, owszem, ale na pewno nie historia.
Całe to gówno zaczęło się od tego, że jakiś imbecyl postanowił urodzić dziecko. I to nie tak, że on widział w tym coś złego, nie, droga wolna, rozumiał potrzebę zostania rodzicem. Ale, do cholerny jasnej, można to zrobić cicho i dyskretnie, albo chociaż tak, żeby pół świata nie mówiło tylko o tym, mimo że dopiero co skończyła się wojna. No dobra, minęło prawie czterdzieści lat, ale to wciąż były wczesne lata osiemdziesiąte, kiedy informacje rozchodziły się naprawdę o wiele wolniej niż obecnie. I Derek był pewien, że facet nawet nie musiałby się za bardzo starać, żeby ukryć swój stan przed każdym, przed kim by zechciał. Problem polegał na tym, że on chciał rozgłosu i pieniędzy, i wszystkiego innego, co wiązało się z taką sensacją. Dla Dereka to było irracjonalne, ale nie oceniał motywów tego typka, po prostu był zły, że przez kolejnych trzydzieści lat od tamtego wydarzenia, mimo ogromnego rozwoju technologicznego, całej idei akcji humanitarnych, pozornego zrozumienia dla inności, mimo fenomenu internetu i mediów społecznościowych, wciąż próbowano zakwestionować celowość jego istnienia.
Bo najwyraźniej omegi były gorsze nawet od ludzi. A przynajmniej męskie omegi były gorzej traktowane, czego nie mógł pojąć, bo były niemal tak samo silne, jak każdy jeden pieprzony alfa, który panoszył się niczym król na włościach, pokazując innym swoją dominację. Derek tego nie robił. To znaczy, nie obnosił się z byciem mutantem. Czy anomalią, jak kto wolał. Według statystyk jakieś dziesięć lat temu wszystko się ustabilizowało, populacja mutantów i ludzi wyrównała się, a przynajmniej takie były oficjalne dane. Derek nie miał pojęcia czy to prawda i wcale go to jakoś szczególnie nie obchodziło. Męskie omegi były traktowane źle i to było coś, czym ktoś powinien się zająć. Co za różnica, czy mutantów było milion mniej czy więcej. I, cholera jasna, zdawał sobie sprawę, że większość omeg stanowiły kobiety, ale jednak one po prostu wpasowały się w schemat. Albo zwyczajnie jako kobiety przeszły już swoją drogę emancypacji i teraz każda jedna babka, omega czy nie, trzymała swojego alfę za jaja, nie dając mu sobą pomiatać. Derek naprawdę nie winił kobiet za to, że męskie omegi były wyrzutkami. Albo ekskluzywnymi dziwkami, choć o tym wolał nie myśleć, bo co to za różnica, czy pieprzy cię ktoś biedny czy bogaty, skoro rezultat jest ten sam. Dostajesz za to pieniądze, co było zwyczajnie obrzydliwe. I przez co każdy, kto dowiadywał się, że on sam jest omegą, wyskakiwał w końcu z pytaniem, czy Derek też to robił. A może wciąż robi.
I to, do cholerny jasnej, było po prostu niesprawiedliwe. I było kolejnym powodem, dla którego Derek od dłuższego czasu nikogo nie informował, że jest omegą. Nie, żeby wyglądał, jak jakaś. Omegi były szczupłe, chude wręcz z kompletem długich kończyn na dokładkę. Podejrzewał, że już w latach dziewięćdziesiątych, kiedy po wybiegach zaczęły chodzić modelki, które równie dobrze mogłyby prezentować modę męską, ktoś wpadł na to, że skoro populacja mutantów jest tak duża, warto im się bliżej przyjrzeć i stopniowo dopasować do nich kanon urody. Jakby zwykły człowiek był w stanie tak wyglądać. Podziwiał każdą jedną osobę, która w dzisiejszych czasach pracowała w modelingu i nie była omega; miał wrażenie, że wszystkim poprzewracało się w głowach, bo niby jak normalny człowiek miałby osiągnąć coś, z czym oni się rodzili. Ale przede wszystkim, po co? Derek zadawał sobie to pytanie już tyle razy, że wypadałoby w końcu znaleźć odpowiedź, ale na to się nie zapowiadało. Wracając do niego i wyglądu przeciętnej omegi... Cóż, nie wyglądał jak omega. Nie był smukły w ten charakterystyczny sposób, miał szerokie barki i całkiem sporo ładnie wyrzeźbionych mięśni. Wszędzie. I prawdę mówiąc uwielbiał to w sobie, to że nie jest sztampowy, że nie mieści się w ramach, jakie wymusiła na nim mutacja.
Ale to wcale nie znaczyło, że wychodził poza te ramy jakoś wyjątkowo. Raczej starał się wystawić jedynie czubek nosa i być sobą, nie pokazując jednak tego nikomu obok. Naprawdę, wystarczyło mu doświadczeń sprzed dziesięciu lat, kiedy jeszcze chodził do szkoły w Beacon Hills, z każdym jednym durnym, nastoletnim alfą, który dwa razy do roku potrafił stwierdzić, że Derek jest omegą. Chociaż, jeżeli chodziło o niego, zaczęło się od czegoś zupełnie innego.  I dziękował bardzo, ale nie chciał przechodzić tego upokorzenia nigdy więcej. Drwinom nie było końca, a to nie tak, że Derek był pewien, że jego obecni współpracownicy nie mieliby nic do powiedzenia o jego dodatkowym chromosomie. To też go irytowało. Fakt, że w jego dowodzie widniał mały plusik w prawym górnym rogu. Bo rzeczywiście barmana, który osiem lat temu sprzedał mu jego pierwszego drinka najbardziej interesowało to, czy jest anomalią. Miał to bardzo głęboko w dupie. Pewnie tak samo głęboko, jak kilka godzin później fiuta Dereka. Może, gdyby zamiast plusa na dokumencie był rodzaj chromosomu,  które ktoś bardzo twórczy nazwał "A" i "O", byłoby z tym gorzej, a tak Derek mógł go wtedy przelecieć i cieszyć się chwilą. Całą masą chwil prawdę powiedziawszy. To okazało się zresztą świetnym wyjściem. W sensie, seks z ludźmi. Co prawda Derek nie mógł pójść na całość, nie mógł nigdy wykorzystać całej swojej siły, bo pewnie siniaki i oskarżenie o gwałt byłyby jego najmniejszym problemem, ale to nie znaczy, że nie czerpał całej masy przyjemności z tych zbliżeń. Nie oszukiwał się jednak, wiedział, że alfy były dupkami, przekonanymi o swoich super mocach i z ego tak ogromnym, że dziwił się, że jeszcze są w stanie chodzić prosto. Z ludźmi był na dole dlatego, że chciał, a nie dlatego, że jego partner wylosował teoretycznie lepszą pulę genów. W te ramy też nie pozwolił się wtłoczyć i jeszcze w liceum przywalił jednemu alfie tak bardzo, że tamten wylądował w szpitalu a Derek na komisariacie. Był wtedy załamany i upokorzony, bo cholerny, dwa lata młodszy od niego alfa postanowił, że jedyna męska omega w Beacon Hills będzie jego. Szkoda tylko, że nie zapytał go o zdanie, zamiast tego po prostu łapiąc go na środku korytarza, przyciskając po chwili do ściany i dociskając do jego pośladków swoje biodra. Wąchał go i wzdychał, i pchał w jego tyłek, jakby już go pieprzył. Derek był początkowo tak zaskoczony, że zupełnie nie rozumiał, co się dzieje. Od zawsze potrafił dokładnie powiedzieć, który uczeń, ba, nawet który dorosły jest mutantem, ale wydawało mu się, że niemożliwe było określenie jakiej kto jest orientacji. I Derek był pewien, że aż do tamtego dnia nikt nawet nie podejrzewał, że on jest cholerną omegą, a jednak ten dzieciak pokazał to całej szkole, upokarzając go wtedy na kilku różnych płaszczyznach. Jako omegę, faceta i człowieka w ogóle. I Derek zwyczajnie miał ochotę się rozpłakać, chociaż nie pamiętał, kiedy robił to po raz ostatni. Dziękował wtedy wszystkim bóstwom, że ich szeryf jest człowiekiem i potrafi spojrzeć na każdą sprawę obiektywnie. Czuł się obserwowany i oceniany, wyraźnie potępiany dopóki szeryf nie zrozumiał, co tak naprawdę się stało. Dopóki nie dotarło do niego, że młody Hale jest omegą i co szczeniak alfa, który od godziny leżał na oddziale intensywnej opieki, dwa piętra nad pokojem jego umierającej żony, chciał mu zrobić. I Derek, kiedy zobaczył szok w oczach tego starszego, wiecznie opanowanego faceta po prostu nie wytrzymał i schował twarz w dłoniach. Był żałosny, ale miał siedemnaście lat i jego życie w tym miasteczku właśnie się skończyło. Drgnął zaskoczony, gdy mężczyzna przytulił go krótko i rozsunął jego palce, patrząc na niego intensywnie i z jakąś determinacją, której Derek nie mógł do końca zrozumieć.
— Moja żona jest omegą — powiedział, wprawiając nastolatka w zdumienie. — Ale to i tak nie ma znaczenia, bo gdybyś był człowiekiem, zrobiłbym dokładnie to samo — dodał jeszcze do siebie, po czym zawołał swojego zastępcę i kazał postawić jednego policjanta pod salą alfy, który od tamtej chwili przestał być ofiarą, zyskując w zamian status oskarżonego o napaść na tle seksualnym.
Derek aż do końca szkoły nie został więcej dotknięty przez żadnego alfę. Nie został też dotknięty przez nikogo innego, przynajmniej nie w sensie seksualnym. Nagle, z dnia na dzień, z najpopularniejszego ucznia w szkole, kapitana drużyny koszykarskiej stał się wyrzutkiem i outsiderem. Był szturchany i popychany, wyzywany i wyśmiewany. Był nikim, spadł tak nisko, jak chyba jeszcze nie był żaden frajer w ich szkole, a wszystko przez to, że był cholerną omegą, nie tej płci, której najwyraźniej powinien. Nienawidził tego życia, tych ludzi i ich poglądów, więc kiedy tylko mógł, uciekł z tej zapyziałej dziury i nigdy więcej nie zamierzał tam wracać. Jego wuj traktował go, jak każdy inny alfa, który o nim wiedział, więc nie miał żadnych oporów przed zabraniem swojej części majątku po rodzicach i wyniesieniu się do Nowego Jorku. Do dzisiaj kontaktował się z nim jedynie John Stiliński, który dzwonił kilka razy w roku i Derek zawsze był zaskoczony, że mężczyzna zrobił to po raz kolejny.
— Nie ma nic złego w byciu omegą — powtarzał mu, ale Derek już dawno przestał w to wierzyć. — Nie ma też nic złego w byciu alfą, wystarczy nie zachowywać się jak święta krowa — dodał któregoś razu i brzmiał, jakby akurat te słowa nie były skierowane do niego. Derek jednak nie wnikał i nie pytał. Podejrzewał, że szeryf o wiele za często miał do czynienia z alfami, które przysparzały więcej problemów niż powinny.
Skończył dzisiaj wcześniej pracę i, skoro był piątek, uznał, że chętnie wyjdzie napić się piwa i poderwać jakiegoś chłopaczka. Czasami sypiał też z kobietami, ale nigdy nie czuł się do końca dobrze, robiąc to. Jakby jego cholerny chromosom "O" krzyczał, że seks z kimś, kto też może urodzić dziecko jest pozbawiony sensu. Derek lubił się jednak przeciwstawiać tej prymitywnej części swojej osobowości, wchodził więc czasami i w takie reakcje. Nigdy nie obiecywał sobie po nich wiele, nie powstrzymywało go to jednak przed kolejnymi próbami. Raz na jakiś czas.
Ubrał dość dopasowane, poprzecierane dżinsy i czarną koszulę, która opinała jego szerokie ramiona. Naprawdę lubił to jak wyglądał. Ciemny, gęsty zarost dodawał mu drapieżności, a biorąc pod uwagę fakt, że do najbliższego przesilenia zostało półtora miesiąca nie obawiał się, że jakiś alfa upokorzy go na oczach potencjalnych kochanków. Boże, zbyt dużo czasu minęło, od jego ostatniego wyjścia, jednak projekt nad którym pracował pochłaniał cały jego czas. Ale udało mu się, wygrał i teraz, w wieku dwudziestu siedmiu lat miał zostać zastępcą dyrektora świetnie prosperującej firmy projektującej nowoczesne place zabaw. I Derek naprawdę nie miał problemu z tym, że jednak nie projektuje niebotycznych, przeszklonych biurowców. Przynajmniej miał pewność, że każda zabawka, która zaczęła się od jego kreski jest idealnie bezpieczna.
Taksówka spóźniła się prawie dziesięć minut, ale do tego zdążył się przyzwyczaić, to był Nowy Jork, korki tworzyły się przez całą dobę. W klubie był po kolejnych czterdziestu minutach, ale naprawdę lubił to miejsce. A w razie, gdyby nikogo ciekawego nie znalazł, zawsze zostawał mu barman, ten sam, który sprzedał mu pamiętnego, pierwszego drinka. Nie przychodziło tu wielu mutantów, a ci którzy byli stanowili raczej stałą klientelę, tym bardziej Derek się zdziwił, kiedy zobaczył przy barze kogoś nowego. Uniósł brew, zerkając pytająco na Adama, ale ten wzruszył ramionami, nie wiedząc, kim jest chłopak. Wyglądał zresztą, jak dzieciak, ale skoro przed jego twarzą stała szklanka whisky, musiał mieć co najmniej dwadzieścia jeden lat, Adam legitymował wszystkich nowych. Dzieciak wyglądał, jak typowa omega i Derek przez ułamek sekundy był nawet zazdrosny, ale kiedy chwilę później jeden z alf otarł się o niego, dając bezsprzecznie do zrozumienia, że chętnie go przeleci, zazdrość przerodziła się we wściekłość, bo chłopak najwyraźniej zupełnie nie wiedział, jak zareagować. I pewnie musiał się z tym borykać przez pół swojego życia, Derek nie był pewien, czy sam by to wytrzymał. Już widział te artykuły o agresywnej omedze, atakującej "zalecające się" alfy…
Westchnął cicho, zostawił swoją skórzaną kurtkę w szatni i podszedł do baru, siadając obok chłopaka. Adam puścił mu oczko, najwidoczniej uznając, że właśnie zaczyna swoje polowanie, ale Derek jakoś stracił ochotę na wszystko. On miał szczęście, poznając Johna Stilińskiego, który rozłożył nad nim parasol ochronny, kiedy to było najbardziej potrzebne, ale zdawał sobie sprawę, że nie wszystkim się udawało.
— Jestem Derek — przedstawił się, wyciągając dłoń do chłopaka, ale ten popatrzył na niego, jak na idiotę.
— Zajebiście — warknął. — Kolejny mizoginiczny alfa, który nawet nie rozumie słowa "nie".
Derek parsknął śmiechem i napił się piwa, które bez słowa ustawił przed nim Adam.
— Nie jesteś kobietą — zauważył i na chłopaku chyba zrobiło wrażenie, że w ogóle wie o czym ten mówi, bo posłał mu szyderczy uśmiech, ale skinął, przyznając rację.
— A ty taki głupi, jak większość — odparł, na powrót skupiając się na swoim telefonie.
Derek nie rozumiał po co przychodzić w takie miejsca i z nikim nie rozmawiać. Chyba, że chłopak na kogoś czekał.
— Nie każdy mutant jest idiotą — mruknął. Pewnie mógłby mu powiedzieć, że jest omegą i wszystko byłoby prostsze, ale to nie tak, że ufał innym.
— Wiesz, że za samo gapienie się na mnie mógłbym oskarżyć cię o molestowanie? — zapytał po chwili i do Dereka dotarło, że nie może oderwać od niego wzroku. I to nie było normalne.
Nigdy nie spał z żadną omegą. Z alfą też nie, skoro już o tym mowa. I wcale nie był pewien, czy to miało znaczenie, że byli tej samej orientacji. Może byłoby tak samo, jak podczas seksu z kobietą, jego dodatkowy chromosom krzyczałby, że to błąd.
— Znam swoje prawa — odparł spokojnie. — I znam niezastąpionego szeryfa, który lubi mi o nich przypominać.
Chłopak parsknął cicho, jakby to było wyjątkowo zabawne, ale nie skomentował. Wyglądało na to, że był wystarczająco inteligentny, żeby samym swoim ciętym językiem, zrazić niechcianych dupków.
— W porządku — mruknął Derek, bardziej do siebie, uznając, że jednak nie będzie niezbędny. Odwrócił się w stronę parkietu, szukając wzrokiem kogoś w swoim typie, ale chyba dzisiaj nie miał szczęścia. — O której kończysz? — zapytał Adama, kiedy ten nalewał kolejną whisky chłopakowi.
— O czwartej, ale za godzinę mam przerwę — dodał wymownie i Derek skinął głową. Lubił seks z Adamem.
— Nie jesteś zbyt subtelny — odezwał się znowu jego towarzysz, tym razem patrząc na niego z rozczarowaniem. — To był tak bardzo słaby tekst...
Derek zaśmiał się cicho, chociaż nie sądził, że chłopak w ogóle zareaguje na ich wymianę zdań. Może naprawdę sądził, że Derek jest nim zainteresowany i teraz czuł się zwyczajnie rozczarowany. Znał to uczucie doskonale.
— To nie był tekst na podryw — parsknął. — Znamy się z Adamem od sześciu lat, to praktycznie mój przyjaciel. Seks jest tylko bonusem i to tylko od święta — dodał, zupełnie szczerze. Nie było sensu go okłamywać.

Chłopak milczał przez dłuższą chwilę, w końcu wyciągając niezdarnie dłoń i uśmiechając się szczerze pierwszy raz od kiedy zaczęli rozmawiać. Derek nie wiedział, co zrobił dobrze, ale to nie miało znaczenia, bo chłopak w końcu podał swoje imię i mężczyzna miał wrażenie, że już je słyszał, a to było naprawdę mało prawdopodobne, bo kto, do cholery, nazywa dziecko Stiles!?



2 komentarze:

  1. Jako, że nudzi mi się w pracy (ciii!), postanowiłam się zabrać za ten one-shot. Mówiąc krótko jest świetny! Przeczytałam dopiero pierwszą część, ale już mi się podoba, nie znam fabuły i bohaterów Teen Wolf(oglądam już zbyt dużo seriali, żeby zaczynać kolejny :D), ale mimo wszystko czytało mi się świetnie! Wygoogluje sobie tylko tych dwóch panów, żeby wiedzieć jak wyglądają i wsio.
    Co do tekstu, nie dość że płynnie się czytało fabuła też mnie bardzo wciągnęła. Pomysł męskiej ciąży jest rzadko spotykany, ale przez to niezmiernie ciekawy, a sposób w jaki ukazałaś Dereka jako męską omegę... Czytając sama czułam wewnętrznie ten ból jaki on przechodził, super!

    ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    no, no fantastycznie się zapowiada, och biedny Derek ale dobrze, że ma wsparcie w szeryfie, to ich spotkanie w tym barze, choć myślałam że Stilles właśnie będzie alfą, no chyba że jest, i jest to tak jak u Dereka, który jest omegą, a uważany jest za alfę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń